– Stoję na korytarzu, zupełnie sam, z aparatem, i słyszę, że jedzie winda. Otwierają się drzwi i wychodzi papież z kardynałem Dziwiszem. Myślałem wtedy spanikowany „co mam zrobić?”. Nie mogłem zachować się jak paparazzi, tak spotkanie z Janem Pawłem II w 1999 roku wspominał w Komentarzach Radia Gdańsk Maciej Kosycarz z Agencji KFP. Pielgrzymka Jana Pawła II do Polski i spotkanie, które odbyło się na sopockim hipodromie dla Macieja Kosycarza było wyjątkowym wydarzeniem. – 1999 rok to dla mnie szczególne wspomnienie. Ja i Robert Kwiatek, wówczas fotoreporter Dziennika Bałtyckiego, zostaliśmy wytypowani do pierwszej strefy, w której mogliśmy papieżowi robić zdjęcia. Moja żona akurat była w ciąży i obiecałem jej, że będę w szpitalu przy porodzie. Poród miał być dwudziestego któregoś czerwca, a papież przyjeżdżał 5 czerwca. Jak jechałem na lotnisko, żona zadzwoniła, że się zaczęło. Mój syn urodził się 5 czerwca 1999 roku.
Fotoreporter wspomina, że doszło wtedy do zabawnej sytuacji. – Kiedy czekaliśmy na samolot, którym miał przylecieć Jan Paweł II, zadzwoniła moja żona i powiedziała, że mamy zdrowego, pięknego syna. Zrobiłem wtedy „świecę” i zacząłem krzyczeć „Jest! Jest! Hurra!”. Wszyscy fotoreporterzy i kamerzyści pomyśleli, że Kosycarz zobaczył samolot z papieżem. Biorą te aparaty i celują w kierunku pasa startowego, więc mówię „Nie, syna mam! Syn mi się urodził!”.
– Miałem też okazję robić zdjęcia z prywatnego spotkania Lecha Wałęsy i jego rodziny z Janem Pawłem II. Zostałem zaproszony przez panią Danutę Wałęsę. Kiedy tam przyjechałem, zostawiono mnie na korytarzu. To była abstrakcyjna sytuacja. Stoję na tym korytarzu sam z aparatem i słyszę, że jedzie winda. Otwierają się drzwi i wychodzi papież z kardynałem Dziwiszem. Myślę wtedy spanikowany „co mam zrobić? co mam zrobić?”. Nie wypada mi podnieść aparatu, nie mogę się zachowywać jak paparazzi. Przyklęknąłem wtedy, a on spojrzał na mnie i przeszedł do pomieszczenia, w którym miał spotkanie z Lechem Wałęsą, opowiadał fotoreporter.
Maciejowi Kosycarzowi tego dnia dopisało wyjątkowe szczęście. – Zrobiłem wtedy bardzo fajne zdjęcie. Uchwyciłem moment, kiedy Jan Paweł II i Lech Wałęsa unoszą kciuki do góry w geście „jest okey”. To był ułamek sekundy, przypadek, że ręce im się tak ułożyły, ale wygląda, jakby się spotkali i powiedzieli „Słuchajcie, jest dobrze.”.