W 4. rocznicę katastrofy prezydenckiego tupolewa pod Smoleńskiem, w porannym paśmie Radia Gdańsk zapytaliśmy naszych słuchaczy, w jakich okolicznościach dowiedzieli się o tragedii. Do naszej redakcji przyszło wiele smsów ze wspomnieniami. Natalia napisała, że 10 kwietnia 2010r. była na uczelni. – Kolega przyszedł do sali wykładowej i powiedział, że prezydent nie żyje. To brzmiało jak coś nieprawdopodobnego. Zajęcia zostały odwołane, a gdy wróciłam do domu, to po prostu rozpłakałam się i nie mogłam uwierzyć, że to co się stało było prawdą.
Inny słuchacz, Piotr pracował w tym czasie w Katarze. O wieściach z Polski, ze względu na różnicę czasu, usłyszał w czasie lunchu. – Ciężko było w to uwierzyć… Za chwilę koledzy z innych krajów składali nam kondolencje… Dzień ten na zawsze pozostanie w mojej pamięci, niech odpoczywają w pokoju.
Sylwia dowiedziała się, będąc w kościele na próbnej pierwszej spowiedzi syna. – Ksiądz poprosił o to, by dzieci wraz z rodzicami uklękli, powiedział co się stało i zaczęliśmy się modlić. Od tamtej pory włączam się w obchody rocznicowe tej tragedii.
Mieszkanka Oliwy Ania opowiadała o tym, jak tydzień przed katastrofą spotkała Macieja Płażyńskiego w kościele. – Myślałam, że to taki spełniony człowiek. 10 kwietnia pomyślałam, że to spełnienie na 100 procent.
Ola podkreślała, że choć jest pracoholiczką, cały weekend po katastrofie przesiedziała w domu przed telewizorem. – Ta wiadomość tak mną wstrząsnęła, że poszłam do domu i przez cały weekend przesiedziałam przed telewizorem, śledząc kolejne wiadomości, co też wzbudziło szok u mojej córki.
Dla kolejnego słuchacza 10 kwietnia miał być najpiękniejszym dniem w życiu. – Dzisiaj przypada czwarta rocznica naszego ślubu kościelnego i chrztu naszej córeczki. Jak pamiętam tamten poranek? Żona na fotelu u fryzjera, a ja z dzieckiem w domu, popijając poranną kawkę. Na pewno żal, smutek, niepokój. Od tego czasu to zawsze dziwny dzień.