To pierwsze w okolicy miejsce, gdzie można doświadczyć na własnej skórze, co to jest wakeboarding. Ten ekstremalny sport przypomina kitesurfing czy jazdę na snowbordzie w puchu. Wakeboarding polega na tym, że zakłada się deskę, łapie drążek liny przymocowanej do wyciągu i po chwili sunie po tafli wody. Podobnie jak na snowboardzie, ci bardziej doświadczeni mogą korzystać z przeszkód żeby robić triki.
Otwarcie wakeparku w połowie maja, ale jego pomysłodawcy Janusz Stawski i Damian Barzykowski cały czas w pocie czoła pracują nad budową elementów toru. – Będzie to coś nowego, coś czego do tej pory tutaj nie było. A, że będzie blisko, to każdy będzie mógł z tego skorzystać w wolnej chwili. Rano czy po południu”, mówi Janusz Stawski.
Wokół parku będzie mała gastronomia, trampoliny, przebieralnie i boisko do siatkówki. Ale najważniejszą częścią parku będzie oczywiście tor. – Złożą się na niego dwa słupy po przeciwległych stronach jeziora. Będą miały po 10 metrów wysokości i połączy je stalowa lina. Podłączymy do tego silnik elektryczny i oczywiście wakeboardzistę. I to wystarczy, żeby zacząć sunąć po wodzie”, dodaje Janusz Stawski.
Wakeboarding to sport dla wszystkich. Zarówno najmłodsi, jak i seniorzy mogą się w nim spróbować, włącznie z nieco otyłymi ludźmi. – Najważniejsze, żeby mieć silne ręce tłumaczy Damian Barzykowski.
Pierwotnie wakeboard polegał na ciągnięciu deski przez motorówkę, było to jednak bardzo kosztowne. Mechanizm linowy zmniejsza koszty zabawy.
Twórcy trójmiejskiego wakeparku jeszcze nie chcą zdradzić, gdzie dokładnie będzie się on znajdował. Do końca kwietnia ma to być tajemnica. Wiemy jednak, że park będzie nad jeziorem 5 kilometrów od obwodnicy Trójmiasta i 18 kilometrów od centrum Gdańska, choć wciąż w jego granicach.