Dla jednych ma wymiar religijny, inni traktują Wielkanoc jako czas dla rodziny. My zapytaliśmy blogerów Radia Gdańsk – dziennikarzy, polityków, podróżników i eksperta lotniczego, jak spędzą tegoroczne święta. Sprawdźcie, co odpowiedzieli. Anita Demianowicz, która na swoim blogu demianowicz.radiogdansk.pl zaraża innych podróżniczą pasją, w tym roku także stawia na egzotykę. Święta spędzi w Ameryce Środkowej, choć jak przyznaje – jeszcze nie wie jak. – Święta spędzam w Panamie, ale to czy będę je jakoś obchodzić pozostaje dla mnie wciąż niewiadomą. Właśnie wybieram się na ten czas do malutkiej wioski, do dziewczyny z couchsurfingu, która postanowiła mnie ugościć.
Blogerka, która uwielbia dalekie podróże opowiada, że tam dokąd jedzie sposoby świętowania Wielkanocy różnią się od tych znanych w Polsce. – W Ameryce Środkowej święta zaczynają się już w środę popołudniu. Najważniejszy czas to Wielki Czwartek i Wielki Piątek. Poniedziałek już jest normalnym dniem pracy. Na pewno wiem, że nie będę malowała jajek i nie będę przygotowywała święconki. Reszta pozostaje dla mnie niespodzianką, mówi Demianowicz.
Znacznie bardziej tradycyjnie święta spędzi poseł Robert Biedroń, autor bloga biedron.radiogdansk.pl. – W tym roku zaszyję się u mamy. Dawno jej nie widziałem, więc święta będą dobrą okazją. Mama zawsze przygotowuje coś pysznego. Ale nie przytyję, zapewnia Robert Biedroń. – Będę każdego dnia biegał, bo w innych terminach ciężko znaleźć czas na poprawianie kondycji fizycznej. No i książki – zabiorę ze sobą dwie, trzy które przeczytam.
Przyznaje jednak, że największą radość sprawia mu obcowanie z drugim człowiekiem. – Jeśli nie jestem u mamy, to święta spędzam na ulicy. To dobra okazja, by porozmawiać z ludźmi. Nikt się nie spieszy, jesteśmy pokojowo nastawieni. Można spokojnie porozmawiać z mieszkańcami Gdyni. Tak było np. rok temu, gdy przy okazji świąt rozdawałem pisanki.
Podobne plany świąteczne ma ekspert lotniczy, znany internautom z bloga zawada.radiogdansk.pl. Robert Zawada najbliższe dni poświęci rodzinie. – Tegoroczne Święta Wielkanocne spędzę tradycyjnie w gronie rodzinnym. Wydawałoby się, że niczym szczególnym nie będą się one różniły od poprzednich. Jak co roku – jajka w najróżniejszej postaci, ożywione dyskusje przy stole, czas na nudę, telewizję i spacer. Rodzinny skład osobowy… No właśnie. Tu będzie różnica. Niby mała, dla niektórych niezauważalna, dla mnie jednak największa na świecie.
Dla Roberta Zawady – blogera, pilota, eksperta lotniczego, a przede wszystkim męża i ojca, te święta będą wyjątkowe. – Po raz pierwszy od lat przy wielkanocnym stole zasiądzie z nami nowy członek rodziny. Nie będzie potrzebował dodatkowego krzesła, talerza i sztućców. Jego (a raczej jej) uczta odbędzie się jeszcze tym razem w miejscu, w którym ma ciszę i spokój – w brzuchu swojej mamusi. Jestem przekonany, że poczuje tam świąteczną atmosferę, pozna wielkanocne smaki i zapamięta je miło na kolejne lata.
Dziennikarz i bloger Andrzej Kowalski, choć mocno związany z Polską, już od piętnastu lat mieszka za granicą. Swoimi niezwykłymi przeżyciami dzieli się na blogu kowalski.radiogdansk.pl. Przyznaje, że nie jest mu łatwo zaplanować Wielkanoc. – Od czasu kiedy wyjechaliśmy z kraju ze świętami było różnie. W przeciwieństwie do Bożego Narodzenia, które zawsze spędzamy z rodziną w Borach Tucholskich, Wielkanoc zwykle świętujemy tam, gdzie aktualnie mieszkamy. Tak się złożyło, że wiele lat mieszkaliśmy w krajach prawosławnych i mogliśmy świętować podwójnie, bo prawosławna Pascha zwykle wypada w innym, lecz zbliżonym terminie. Tym sposobem mieliśmy podwójnie długie ferie. Tegoroczna Wielkanoc i Pascha wypadają w tym samym terminie.
Kowalski wspomina, że największe wrażenie wywarło na nim nabożeństwo w Bułgarii. – Okazuje się, że w każdym większym mieście na świecie jest katolicki kościół, w którym odprawiane są msze po polsku. Tak jest w Kijowie, w Sofii, Moskwie, a nawet w Bejrucie. Chodziliśmy więc święcić pokarmy, chodziliśmy na polskie msze, zupełnie jak w domu. Aż któregoś razu, w Sofii, zaspaliśmy na polską mszę i poszliśmy na nabożeństwo odprawiane po angielsku. Kościół wypełniony był po brzegi kolorowo ubranymi Afrykańczykami, byli też Amerykanie. Ksiądz Nigeryjczyk śpiewał i tańczył, wierni byli radośni, pełni entuzjazmu. To było jak soulowy koncert. Teraz w Kijowie chodzimy na polskie msze, bo te po angielsku odprawiane są wcześniej. Za każdym razem jednak patrząc na wychodzące z kościoła piękne, wspaniale odświętnie ubrane Afrykanki żałujemy, że nie wstaliśmy wcześniej.