Gdyński szpital nie przyjął dziewczynki, która topiła się w Sopocie. „Musieliśmy jechać do Gdańska”

Dziewczynka w krytycznym stanie trafiła do szpitala. Jak dowiedział się reporter Radia Gdańsk, dziecko najpierw zostało przewiezione do szpitala w Redłowie, ale na miejscu okazało się, że nie ma wolnego łóżka. – Zgodnie z procedurą, w takich przypadkach kontaktujemy się z naszym dyspozytorem. Od niego uzyskaliśmy informację, że jest jedno wolne łóżko na OIOM-ie w szpitalu w Redłowie, powiedział Romuald Tomczyk, specjalista medycyny ratunkowej. Według lekarza chirurgia dziecięca w Redłowie dysponuje dwoma łóżkami intensywnej terapii dla dzieci. Na miejscu okazało się, że nie ma wolnego łóżka. Lekarz dodał, że ten fakt został zgłoszony do systemu ratownictwa już po przyjeździe karetki. – Po konsultacji z dyspozytorem podjąłem decyzję, żeby przewieźć pacjentkę do szpitala dziecięcego na ul. Polanki. Nie mogliśmy czekać, dodał lekarz. Ostatecznie karetka przewiozła małą pacjentkę do szpitala przy ul. Polanki w Gdańsku.

Lekarz, który był w załodze karetki, która przyjechała do sopockiego Aquaparku, powiedział że stan dziecka po wyciągnięciu z wody był tragiczny. – Dziewczynka pod wodą mogła być ponad trzy minuty. Akcja serca wróciła po dziesięciominutowej reanimacji i po podaniu adrenaliny. Dziewczynka zmarłaby gdybyśmy zostawili ją w takim stanie w jakim była kiedy przyjechaliśmy, powiedział dr Tomczyk.

Do wypadku doszło w środę po południu. Dziecko przyjechało z 39-osobową grupą uczniów z jednej ze szkół koło Kwidzyna. Dziewczynka zaczęła tonąć zaraz po wejściu do basenu, który ma głębokość 130 cm. Dziewczynkę wyciągnęli z wody ratownicy, którzy do przyjazdu karetki ją reanimowali.

Przeczytaj całą rozmowę reportera Radia Gdańsk z lekarzem:

Grzegorz Armatowski: Ile czasu upłynęło od zgłoszenia wypadku do przyjazdu karetki?
Romuald Tomczyk, specjalista medycyny ratunkowej: To nie jest daleko, karetka mogła przyjechać w trzy, może cztery minuty.

GA: Jak wyglądała sytuacja na miejscu, kiedy przyjechał Pan z załogą karetki?
RT: Zobaczyliśmy dziewczynkę w wieku około siedmiu lat, która leżała bez żadnych oznak życia. Była reanimowana przez dwóch ratowników WOPR.

GA: Jak Pan ocenia reanimację?
RT: Ciężko mi się do tego odnieść. Według wszelkich wytycznych ratownicy robili to co powinni, czyli masaż serca i sztuczne oddychanie. My przyjechaliśmy i podjęliśmy zaawansowane czynności reanimacyjne. Mieliśmy lepszy sprzęt, mogliśmy odessać wodę z płuc, zaintubować, mogliśmy podłączyć do respiratora i podać leki.

GA: Ta dziewczynka nie odzyskała przytomności?
RT: Nie. Po naszej dziesięciominutowej reanimacji, dopiero po podaniu adrenaliny, wróciła akcja serca.

GA: Jaki był stan dziecka?
RT: Ciężki. Z tego co wiem, to nadal jest bardzo ciężki. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce dziewczynka nie oddychała i nie biło jej serce. Podłączyliśmy ją pod nasz monitor i defibrylator – uzyskaliśmy niepokojący zapis. Gdybyśmy zostawili ją w takim stanie, to dziewczynka by zmarła.

GA: Po jakim czasie udało się przywrócić akcję serca?
RT: Po około dziesięciu minutach reanimacji.

GA: Do którego szpitala trafiła dziewczynka?
RT: Zgodnie z procedurą, w takich przypadkach kontaktujemy się z naszym dyspozytorem. Od niego uzyskaliśmy informację, że jest jedno wolne łóżko na OIOM-ie w szpitalu w Redłowie. Tam jest chirurgia dziecięca i oni dysponują dwoma łóżkami intensywnej terapii dla dzieci. Wiedząc, że jest tam jedno wolne łóżko pojechaliśmy właśnie do tego szpitala.

GA: Co stało się na miejscu?
RT: Okazało się, że tego łóżka nie ma. Zostało ono zgłoszone do systemu dopiero po naszym przyjeździe. Po konsultacji z dyspozytorem podjąłem decyzję, żeby przewieźć pacjentkę do szpitala dziecięcego na ul. Polanki. Nie mogliśmy czekać.

GA: Jaki wpływ na stan dziewczynki mógł mieć czas transportu dziewczynki do drugiego szpitala?
RT: W tym czasie stan dziecka był stabilny. Dziewczynka dostała leki, miała prawidłową saturację, akcja serca się ustabilizowała, dostawała kroplówki, leki dożylne. Ciężko mi powiedzieć, czy ten czas miał duży wpływ na jej stan. Myślę, że to by dużo raczej nie zmieniło. Najważniejszy był czas reakcji ratowników na basenie i pierwsze czynności reanimacyjne. Kiedy przyjechaliśmy na miejsce pytałem się, czy dziecko miało jakiś uraz, czy to było tylko podtopienie. Z tego co powiedzieli mi ratownicy to było tylko podtopienie.

GA: Powiedzieli jak długo dziewczynka była w wodzie?
RT: Nie potrafili tego określić. Powiedzieli, że jak tylko zobaczyli, że dziecko się topi, od razu je wyciągnęli. Mówili, że kiedy zaczęli reanimować dziewczynkę miała jeszcze pojedyncze oddechy. Najpierw zatrzymał się oddech, dopiero później serce.

GA: Jak długo to dziecko mogło być pod wodą?
RT: Tego nie potrafię określić, ale musiało być dosyć długo. To musiały być minuty skoro doszło do tego, do czego doszło.

GA: Mowa jest o tym, że to były nawet trzy minuty.
RT: To mogły być trzy minuty, może nawet dłużej. Skoro doszło do zatrzymania akcji serca to mogło tak być. Jeżeli to byłyby sekundy to potrzebne byłoby tylko przywrócenie oddechu, nie doszłoby do zatrzymania serca. Pomocy mogliby udzielić sami ratownicy WOPR i wzywanie karetki nie byłoby konieczne. Dziewczynka musiała być pod wodą dłużej skoro doszło do tego do czego doszło. 

ga/oo
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj