Strażnicy w Sopocie chcą paralizatorów. „Dostępne środki są niewystarczające”

Sopoccy strażnicy miejscy chcą uzbroić się w paralizatory. Taka prawna możliwość istnieje od 2009 roku, ale do tej pory z tego rozwiązania skorzystało tylko kilkanaście gmin w Polsce. Skąd decyzja o tym, żeby strażnicy w kurorcie dysponowali taką bronią? Komendant straży miejskiej Mirosław Mudlaff przyznaje, że wahał się przed wprowadzeniem tego rozwiązania, ale przekonali go do tego jego podwładni. Jak mówią, nocą, głównie na popularnym Monciaku, są coraz częściej brutalnie atakowani przez pijane osoby. – Trzeba przyznać, że coraz częściej jesteśmy zmuszeni do stosowania środków przymusu bezpośredniego. Głównie dotyczy to osób pijanych bądź tych pod wpływem narkotyków. Prawie nigdy nie chodzi o osoby trzeźwe. Problem w tym, że obecnie dostępne środki są dla naszych ludzi niewystarczające, mówi komendant. Dlatego komendant zwrócił się z wnioskiem do prezydenta Sopotu o zakup dwóch paralizatorów – po 8 tysięcy złotych każdy – w które wyposaży patrol na Bohaterów Monte Cassino.

Ma to być broń używana w ostateczności, a jej główną funkcją jest odstraszenie agresywnej grupy. – Jest to broń nieingerująca, działająca na zasadzie paraliżu impulsem elektrycznym, nie robiąca krzywdy. Patrząc na doświadczenia innych straży, które już zdecydowały się na używanie paralizatorów, to ich skuteczność jest o tyle dobra, że samo ich wyciągnięcie powoduje uspokojenie sytuacji. Z kolei porażenie jednej osoby zwykle powoduje rozpierzchnięcie się całej grupy, dodaje komendant sopockiej straży.

Szkolenie z obsługi paralizatora mieliby przejść wszyscy sopoccy strażnicy. Na Pomorzu na używanie paralizatorów zdecydowała się do tej pory straż miejska w Wejherowie.

mbak/mmt
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj