Kierowca, który urządził sobie „rajd” po molo i Monte Cassino w Sopocie pracował jako łowca głów dla firmy informatycznej z USA. Zanim wsiadł do samochodu i ruszył do Sopotu odmawiał buddyjskie mantry. „Grzech do wyczyszczenia”- napisał na swoim Facebooku. Michał L. ma 32 lata, mieszka w Redzie, jest wysportowany, przystojny i wykształcony. Ma dobrą pracę. Był dumny ze swojej hondy civic, pisze Gazeta Wyborcza Trójmiasto. – Myślę, że powinno się kochać jeździć swoim autem, a w przypadku tego designu wnętrza i bryły, właściwości jezdnych i silnika, mogę to śmiało stwierdzić, napisał na forum internetowym.
Pierwszą pracę zaczął od razu po studiach, w nowoczesnej firmie IT z Trójmiasta, gdzie zajmował się stroną internetową i komunikacją z pracownikami z ramienia działu odpowiedzialnego za zasoby ludzkie. Do 2010 roku pracował dla amerykańskiej korporacji z branży IT. Był specjalistą od zatrudniania ludzi.
W maju tego roku został liderem zespołu rekrutującego specjalistów w polskim oddziale amerykańskiej firmy. Krótko przed sobotnim rajdem wysłał do swojej bratowej wiadomość o treści „Should I take IT or leave IT”. Zdanie zawiera grę słów, pytał czy ma porzucić sektor IT. Potem wyjaśniał, „że tylko ironia i sarkazm pomagają znosić głupotę innych”. Prowadził zdrowy tryb życia, jedzenie do pracy przynosił w specjalnych słoiczkach, regularnie grał w squasha.
W dniu tragedii spędził kilka godzin przy komputerze. – Tego dnia był bardzo aktywny na Facebooku, wrzucał wykrzykniki, różne teledyski i sporo niezrozumiałych tekstów, powiedział cytowany przez Gazetę Wyborczą Trójmiasto znajomy Michała L.
– Michał, Ty prowadzisz rozmowę sam ze sobą? Dziwnie to wygląda, napisała do niego znajoma.
– Jak Ci coś przeszkadza, możesz opuścić grono moich znajomych.
– Tylko pytałam.
– Piłeś, to nie pisz, napisał kolega zatrzymanego.
– Czekaj, czekaj, nie piłem, odpowiedział Michał L. W sobotę po zatrzymaniu był trzeźwy, ale nie wiadomo, czy był pod wpływem narkotyków.
– Michał urodził się w katolickiej rodzinie, ale szukał różnych dróg w życiu i trafił do naszego ośrodka, opowiada Marek Rosiński z Buddyjskiego Ośrodka Medytacyjnego Diamentowej Drogi w Gdańsku. – Był na kilku spotkaniach otwartych, ale zaczął się dziwnie zachowywać, musieliśmy go wyprosić.
„Sin to clean (grzech do wyczyszczenia) – napisał Michał L. na Facebooku godzinę zanim ruszył w szaleńczy rajd po sopockim monciaku, w którym ranne zostały 22 osoby.