– Nie znam recepty na egzamin na prawo jazdy. Wiem, że ani ten co zda, ani ten co go obleją, nie jest jeszcze kierowcą kwalifikowanym, pisze na blogu Włodzimierz Machnikowski. Syn naszego dziennikarza kończy właśnie kurs nauki jazdy.
W zdawanie egzaminu przez 18-letnego syna naszego dziennikarza, naukę prowadzenia auta i poruszania się po drogach mentalnie zaangażowana jest cała rodzina Machnikowskich. – Zdobywanie prawa jazdy będzie dla mojego syna bardzo cennym doświadczeniem. Młody wcześniej trochę „chojraczył” a motoryzacyjna lekcja pokory będzie jak znalazł w perspektywie matury. – Tylko dlaczego tak drogo, pyta na swoim blogu nasz dziennikarz.
Włodek Machnikowski zastanawia się dlaczego kurs prawa jazdy jest tak drogi. – Co innego uprawnienia, a co innego umiejętności. Tylko dlaczego za tę oczywistą „oczywistość” trzeba płacić? I tu dochodzimy do sedna: interes ośrodków ruchu drogowego i kandydatów na kierowców jest diametralnie różny.
Nasz dziennikarz krytykuje sposób w jaki w Polsce zdobywa się prawo jazdy. Kurs trwa trzy dni wykładowe a nauka jazdy 30 godzin. – Wartość tego etapu kształcenia wyniosła 1100 zł. Na wszelki wypadek dokupiliśmy jeszcze cztery godziny za 200 zł. Za egzamin teoretyczny zapłaciliśmy 30 zł (udało się bez poprawek) i dwa razy po 140 zł uwzględniając poprawkę, która młodemu spędza sen z powiek. 100 zł za sam dokument „prawa jazdy” trzeba było uiścić przy pierwszej wpłacie. Na wszelki wypadek syn skorzystał też z możliwości przejechania się po placu manewrowym – 25 minut za 30 złotych. W tym momencie złamaliśmy próg 1700 zł.
Cały wpis na machnikowski.radiogdansk.pl