– Do niedawna myślałem, że nie ma nic przyjemniejszego niż spacer ze śpiącym w wózku dzieckiem, pisze Robert Zawada. O tym jak rzeczywistość bezlitośnie zweryfikowała wyobrażenie naszego blogera możecie przeczytać w jego najnowszym wpisie. – Najpierw przeprowadziłem analizę prognozy pogody. Okazała się bardzo korzystna. Po pół godzinie byłem gotowy i odczytywałem w myślach „checklistę przedwyjściową”. Kubek z kawą, odtwarzacz mp3, kocyk, podusia, pieluszka, smoczek. Byłem gotowy do wyjścia, opisuje swoje przygotowania bloger Radia Gdańsk. Jak możemy przeczytać w dalszej „relacji” Roberta Zawady, teoria i przygotowanie nijak mają się do praktyki. – Byłem przekonany, że spaceruję już około godziny i może czas wracać, żeby w kolejną godzinę przebyć tę samą drogę. Zatrzymałem się na moment i spojrzałem na zegarek. Od mojego wyjścia minęło dwanaście minut!, pisze Robert Zawada.
Chwilowy bezruch wózka nie spodobał się małej pasażerce, która groźnie spojrzała na swojego tatę. – Postanowiłem, że więcej do wózka zaglądać nie będę. Po prostu idę i dziecka nie rozpraszam. Atak nastąpił nagle. Bez żadnego ostrzeżenia. Nie było cichych jęków, gugania, lekkiego płaczu. Jeden wielki wrzask, który wprowadził wózek w drgania, a mnie sparaliżował w jednej chwili.
O tym jak skończył się spacer z dzieckiem i, czy faktycznie pchając wózek można odpocząć przeczytacie na blogu Roberta Zawady.