Mylące znaki na Wiśle Królewieckiej. Żeglarze omijają szlak, a branża turystyczna liczy straty

rejssRG

Pogłębione koryto rzeki, podniesione linie energetyczne, wyremontowane mosty zwodzone i… koniec szlaku żeglownego. Absurd na Wiśle Królewieckiej. Rzeka, którą można dopłynąć ze Szkarpawy do Zalewu Wiślanego, została kilka lat temu przystosowana dla żeglarzy. Linie energetyczne są na wysokości 15-16 metrów, dzięki czemu większość jednostek może przepłynąć pod nimi bez składania masztów. Mosty zwodzone w Sztutowie i Rybinie zostały wyremontowane i gdy jest taka potrzeba są unoszone.

Nie ma też kłopotu z głębokością, bo w miejscach, w których rzeka była zbyt płytka, została pogłębiona. Co więcej, na początku tego roku zakończyła się warta 1 mln zł modernizacja przystani gminnej w Sztutowie. Wszystko z myślą o turystach. Wielu jednak na Wisłę Królewiecką nie wpływa przez znaki „koniec szlaku żeglownego”, które ustawiono przy początku rzeki w Rybinie i na jej końcu, w miejscu gdzie wpada do Zalewu Wiślanego.

Przez to absurdalne oznaczenie wiele pieniędzy traci branża turystyczna. Jak podkreśla Anna Jędrzejewska prowadząca przystań z restauracją w Sztutowie, tablice odstraszają żeglarzy i wodniaków, którzy mogliby wpłynąć na rzekę.

W tym sezonie wpłynęło do nas o wiele mniej łódek niż w poprzednim. Dla przykładu powiem, że przed rokiem – gdy znaków jeszcze nie było – odwiedzały nas trzy „niemieckie” łodzie dziennie. W tym roku Niemcy wpłynęli do nas może trzy razy przez cały sezon, rozkłada ręce Jędrzejewska. Jej zdaniem obroty spadły o 70%, bo na Wisłę Królewiecką wpływają tylko ci żeglarze, którzy znają tę okolicę.

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj