Pikietą Urzędu Marszałkowskiego w Gdańsku i strajkiem grożą pomorskie pielęgniarki. Władze województwa odpowiadają, że to przedwyborczy szantaż. Głównym postulatem jest podwyżka płacy zasadniczej o 1500 złotych. Jak twierdzą przedstawiciele powołanego właśnie Komitetu Obrony Pielęgniarek i Położnych Województwa Pomorskiego obecnie średnia płaca wynosi w różnych szpitalach od 1850 do 2300 złotych. Członkinie komitetu mówią, że ich sytuacja finansowa i zawodowa jest dramatyczna. – To ostateczny czas, by wskazać, że chcemy pracować w takich warunkach pracy i płacy jak w Unii Europejskiej, w której jesteśmy – podkreślają członkinie komitetu. Ostrzegają, że jeśli jego postulaty nie zostaną spełnione, to 6 listopada przed Urzędem Marszałkowskim odbędzie się pikieta, w której wezmą udział tysiące pielęgniarek. Do KOPiPWP należy łącznie ok. 16 tysięcy osób zrzeszonych w Okręgowych Radach Pielęgniarek i Położnych w Gdańsku i Słupsku oraz w Związku Zawodowym Pielęgniarek i Położnych.
Nie ma jednak zgody na podwyżkę. Hanna Zych-Cisoń, wicemarszałek województwa pomorskiego odpowiedzialna za służbę zdrowia, jest przekonana, że żądania mają związek z kampanią wyborczą, a wyliczenia związkowców mijają się z prawdą. Na specjalnie w tym celu zwołanej konferencji prasowej przywołała średnie wynagrodzenia brutto z 10 szpitali podległych Urzędowi Marszałkowskiemu. W przypadku umów o pracę wynoszą one od 2928 zł w Szpitalu Specjalistycznym w Kościerzynie do 4436 zł w Szpitalu Specjalistycznym im. św. Wojciecha w Gdańsku. Pielęgniarki zatrudnione na umowach cywilnoprawnych (tzw. kontraktach) dostają średnio co miesiąc od 3535 zł w Szpitalu Specjalistycznym im. Floriana Ceynowy w Wejherowie do 6051 zł w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Korczaka w Słupsku.
Prezes kościerskiego szpitala Wiktor Hajdenrajch wyliczył, że aby spełnić postulaty Narodowy Fundusz Zdrowia musiałby zwiększyć roczny kontrakt dla jego placówki o 14 milionów złotych. A to jego zdaniem niemożliwe.
– Na pewno nie zgodzę się na podwyższenie płacy o półtora tysiąca złotych miesięcznie. Gdybym to zrobił za pół roku zapukałby do nas komornik, a za rok musielibyśmy ogłosić upadłość. Dopiero co skończyliśmy restrukturyzację całego szpitala, nie opadł jeszcze kurz po bardzo bolesnych zwolnieniach grupowych. Zaczynamy powoli łapać płynność finansową, ale najzwyczajniej w świecie nie stać nas na podwyżki – mówi Hajdenrajch.
Dyrektor kościerskiej placówki zapowiada jedynie, że w przyszłym roku postara się wprowadzić „motywacyjny system wynagrodzeń”, choć i to, jak twierdzi, „nie przełoży się bezpośrednio na comiesięczny wzrost wynagrodzeń”. W podobnym tonie wypowiadają się prezesi pozostałych 9 szpitali.