Znicze zapłonęły w Słupsku m.in pod tablicą upamiętniającą pomordowanych w katowni NKWD i UB na ulicy Kilińskiego. Dopiero w 1997 r. świadkowie powojennych wydarzeń powiadomili ówczesnego dziennikarza Marcina Barnowskiego o ciałach zakopanych na podwórku przy budynku aeroklubu. – Następnego dnia wziąłem łopatę i zacząłem kopać we wskazanym miejscu. Już po chwili znalazłem fragmenty szkieletu człowieka. Zawiadomiliśmy prokuraturę i policję. Na tym podwórku znaleziono w sumie czternaście szkieletów. Biegły później określił, że pochodziły z lat 40. i 50. ubiegłego wieku, wspomina Barnowski. – Jeszcze niedawno żyli świadkowie tamtych wydarzeń i opowiada o dobiegających z piwnic krzykach katowanych ludzi. Polaków, Niemców, a nawet Rosjan, dodaje Tomasz Rosiński, prezes Towarzystwa Odkrywców w Słupsku.
Setki mieszkańców Słupska zapaliły w sobotę znicze przy zbiorowej mogile żołnierzy Armii Czerwonej na Starym Cmentarzu. – Co roku tu przychodzę, zapalam mały albo większy znicz. Ci ludzie też ginęli, walczyli i trzeba o nich pamiętać. Należy im się również odrobina światła w ten dzień, opowiadał reporterowi Radia Gdańsk starszy mężczyzna. Dla upamiętnienia śmierci Rosjan postawiono tu obelisk, a także marmurowe płyty z nazwiskami ponad pół tysiąca czerwonoarmistów, którzy zginęli w Słupsku i okolicach pod koniec wojny.
Niemal czterystu wolontariuszy kwestuje na cmentarzach w Słupsku. Zbierają pieniądze na rzecz hospicjum Miłosierdzia Bożego. Mieszkańcy i przyjezdni chętnie wspierają placówkę datkami. – Nie trzeba nikogo zachęcać, ludzie wrzucają pieniądze z własnej inicjatywy. Najczęściej banknoty, dziesięć, dwadzieścia złotych, mówi wolontariusze z charakterystycznymi żółtymi chustami na szyjach oraz z puszkami w dłoniach. Oprócz obu cmentarzy w Słupsku datki zbierane są również na nekropoliach w okolicach miasta. Kwesta na rzecz hospicjum w Słupsku odbywa się już po raz siódmy. W ubiegłym roku zebrano 82 tysiące złotych.
wos/mat