Na Pomorzu lekarzy rodzinnych jak na lekarstwo. „Potrzeba czterdziestu, jest dwóch”

Lekarze rodzinni pilnie poszukiwani. Już teraz w całej Polsce brakuje medyków z taką specjalizacją, a studenci nie są zainteresowani tym kierunkiem medycyny. Na Pomorzu największy problem jest w małych miejscowościach. W powiecie chojnickim – biorąc pod uwagę liczbę mieszkańców – powinno być 40 lekarzy rodzinnych. Jest dwóch – mówi dyrektor tamtejszego szpitala powiatowego Leszek Bonna. – Problem rozwiązujemy w ten sposób, że funkcję tę przejmują interniści lub pediatrzy. Nasz szpital posiada akredytację, dzięki której możemy kształcić lekarzy rodzinnych. Do tej pory zgłosiła się tylko jedna osoba, która w marcu przyszłego roku będzie zdawać egzamin.

Jeden z lekarzy rodzinnych, z którym rozmawiała reporterka Radia Gdańsk uważa, że decydują o tym głównie względy finansowe. – Młodzi ludzie wolą zostać ginekologami, stomatologami czy dermatologami, bo daje im to możliwość dodatkowego zarobku. Mają kontrakt z NFZ-em lub szpitalem, a dodatkowo popołudniami udzielają porad w prywatnych gabinetach. Ja po przyjęciu sześćdziesięciu pacjentów w przychodni nie miałbym już siły, żeby pracować wieczorem.

Studenci medycyny twierdzą, że bycie lekarzem rodzinnym zamyka drogę do awansu zawodowego. – Wolimy pracować w szpitalach, na izbach przyjęć. Tam praca jest ciekawsza. Możemy poznawać różne przypadki i więcej się nauczyć. A praca w przychodni to rutyna. Kojarzy się z wypełnianiem druczków i skierowań.

Dyrektor szpitala w Chojnicach Leszek Bonna nie dziwi się, że młodzi nie chcą wyjeżdżać do mniejszych miejscowości czy na wieś. – Wiadomo, że zarobią tam mniej niż w ośrodkach trójmiejskich. Tam mają ograniczony dostęp do kultury i edukacji. Można by jednak zachęcić ich, gwarantując mieszkanie lub dodatkowe wynagrodzenie, uważa Leszek Bonna.

js/mmt
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj