Plany likwidacji bazy lotniczej w Pruszczu Gdańskim, dowodzenie Marynarką Wojenną z Warszawy, stopniowe okrajanie 3 Flotylli Okrętów i brak specjalistów na lotnisku w Siemirowicach. W Radiu Gdańsk mówiliśmy dziś o stanie polskiego wojska na terenie Pomorza. Zdaniem Walczaka do obrony infrastruktury krytycznej nie jest potrzebne lotnisko w Pruszczu Gdańskim. To kolejny punkt zapalny, który dzieli wojskowych dowódców i pomorskich polityków. MON planuje likwidację 49 Bazy Lotniczej, która działa w Pruszczu Gdańskim do 2016 roku. Z tym nie zgadzają się samorządowcy i politycy skazując m.in., że to ostatnia jednostka chroniąca Trójmiasto od południa. To szczególnie istotne w kontekście konfliktu na Ukrainie i coraz bardziej agresywnej polityki Rosji. Wielokrotnie apelowali w tej sprawie, nawet do prezydenta Bronisława Komorowskiego. MON pozostaje jednak nieugięte.
– Z naszego punktu widzenia utrzymywanie lotniczej jednostki uderzeniowej na tzw. skrzydłach kraju, w pobliżu jego granic, nie jest racjonalne. Można o tym przeczytać w każdym podręczniku wojskowym. Warto też zwrócić uwagę, że lotnictwo wojsk lądowych jest stosunkowo nieduże i rozczłonkowanie go na wiele lotnisk jest po prostu nieekonomiczne. Wszystkie działania, które podejmujemy mają sprawić, że rozmieszczenie polskich wojsk będzie efektywne i ekonomiczne, wyjaśnia Walczak.
To nie przekonuje Bartosza Gondka, który twierdzi, że MON „doktrynalnie pozbawia milionową trójmiejską aglomerację wojskowej ochrony”. – Źle się czuję z myślą, że milion ludzi, którzy mieszkają w trójmiejskiej metropolii, jest pozbawionych ochrony wojska z tego powodu, że znajduje się w pasie potencjalnych działań wojennych. Tak naprawdę jasno sugeruje się nam mieszkańcom, żebyśmy przyjęli z otwartymi rękami tych, którzy być może kiedyś nas zaatakują, bo państwa nie stać na naszą ochronę, komentuje Gondek.
sp/mat