Część przychodni lekarskich na Pomorzu przyjmuje pacjentów, mimo że są na liście Narodowego Funduszu Zdrowia jako placówki, które dziś miały być zamknięte. Jak informuje w rozmowie z reporterem Radia Gdańsk pediatra Krzysztof Sirant, w Słupsku czynne są wszystkie przychodnie kliniki Salus. – Pracujemy normalnie, pacjentów nie ma zbyt wielu. Sytuacja jest rzeczywiście niekomfortowa, bo obarcza się lekarzy winą za to zamieszanie. My przyjmujemy wszystkich pacjentów, nawet tych spoza naszej listy. Pan minister Arłukowicz inaczej się z lekarzami umawiał, mieliśmy pracować za wynagrodzenie, nie za zaliczkę, powiedział pediatra.
Większej liczby pacjentów nie odnotował na razie Szpitalny Oddział Ratunkowy Szpitala Wojewódzkiego w Słupsku. Ordynator Roman Abramowicz podkreśla jednak, że z większymi kolejkami trzeba się liczyć w najbliższych dniach.
– My jesteśmy oddziałem, który ma ratować życie. Jeśli przyjdzie pacjent z grypą czy przeziębieniem, to niestety musi pamiętać, że najpierw musimy ratować pacjenta z zawałem serca lub z wypadku. Czas oczekiwania na pewno się wydłuży. Przeglądałem listę przychodni, które nie podpisały umów z NFZ i wygląda to niepokojąco. Możemy oczywiście udzielić porady lekarskiej i wystawić na kilka dni zwolnienie, ale ten oddział tak naprawdę nie jest od tego, dodaje Roman Abramowicz.
W województwie pomorskim nowych umów z NFZ nie podpisało około stu czterdziestu przychodni. Największe problemy mogą mieć pacjenci z powiatów bytowskiego i wejherowskiego.