Podobno w stadzie lwów nie ma już agresji, jest za to miłość na potęgę. – Dochodzi do pięćdziesięciu kryć dziennie, mówią opiekunowie zwierząt. Dyrektor oliwskiego zoo Michał Targowski jest dobrej myśli i ostrożnie zapowiada narodziny małych lwiątek latem. To czym najintensywniej zajmują się lwy z Oliwy to amory. Arco wybiera sobie do nich w zależności od humoru to jedną, to drugą partnerkę. Samca i dwie samice można zobaczyć na wspólnym dużym wybiegu. W październiku pierwsza próba łączenia zwierząt była nieudana i zakończyła się śmiercią jednej z samic, na którą rzucił się lew Arco.
Przez ostatni tydzień zwierzęta przebywały razem kilka godzin dziennie na małej przestrzeni. Łączenie odbywało się pod specjalnym nadzorem i kontrolą pracowników ogrodu. W pogotowiu były armatki wodne, broń hukowa i środki usypiające. Na szczęście nie było potrzeby użycia tych środków specjalnych. Po tygodniu ciągłej obserwacji zwierząt napięcie wśród pracowników opadło. Wszyscy są zdania, że lwy się dotarły.
Samiec Arco ugania się za samicami, ale w celach miłosnych. Samice mają ruję i wykazują wobec samca swoją uległość. – To jest wyraźne budowanie stada i więzi między zwierzętami, uważa opiekun Paweł Miszała. – Relacje i hierarchia ważności wydają się być już ustalone, dodaje Marta Gurbiel.
Opiekunka, która obserwuje zwierzęta od początku trwania eksperymentu jest szczęśliwa, że nie musiała użyć noszonego przy pasku w kaburze pistoletu hukowego. I tak gdyby doszło do ponownego agresywnego zachowania Arco niewiele można zdziałać. Wszyscy doskonale wiedzą, że dzikie zwierzęta są nieprzewidywalne, a moralna odpowiedzialność z poczuciem bezradności spada na ludzi. Trudno sobie potem z takim uczuciem poradzić. Pracownicy cały czas noszą w sobie żal po stracie samicy, którą cztery miesiące temu zagryzł Arco.
Dyrektor Michał Targowski jest jak najlepszej myśli. Nauczony jednak doświadczeniem też zastrzega, że nigdy nie wiadomo czy w przyszłości nie dojdzie do jakiejś agresji w stadzie. Od miesiąca widać było, że samice lgną do Arco. Zwierzęta widziały się przez kraty i wyraźnie z sobą flirtowały. – Wydawały odgłosy jakby tęsknoty za byciem razem. Widzieliśmy to wyraźnie, ale odkładaliśmy moment połączenia, bo po prostu byliśmy pełni obaw i zwykłego lęku, przyznaje dyrektor. Widzieliśmy, że musimy to zrobić, ale codziennie padała decyzja, że jednak jutro.
Teraz już lwy można oglądać na dużym wybiegu. W zoo myśli się o młodych lwiątkach. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem latem można spodziewać się przychówków.