Amerykańskie Tomahawki będą bronić Polski? „Przydałyby się”

Polska chce kupić od Stanów Zjednoczonych pociski manewrujące – Tomahawk. Informację potwierdził wicepremier i Minister Obrony Narodowej Tomasz Siemoniak.

Tomahawki miałyby stać się częścią naszego systemu odstraszającego potencjalnych agresorów. Wicepremier przyznał, że MON zapytało Amerykanów o możliwość zakupu pocisków manewrujących. Ma to związek z planowanym zakupem okrętów podwodnych.

– Przygotowujemy się do przetargu na okręt podwodny nowego typu i jedną ze zdolności, które chcemy, żeby posiadał, są pociski manewrujące. Chcąc rozszerzyć i zaostrzyć konkurencję pytamy, czy poszczególne państwa byłyby gotowe takie pociski nam dostarczyć. To jest tak wysokozaawansowana broń, że w każdym państwie wymaga zgody wyższego szczebla, powiedział szef MON.

Pociski przenoszą około pół tony materiałów wybuchowych i mogą uderzać w cele oddalone o ponad tysiąc kilometrów. Zdaniem eksperta ds. wojskowości Maksymiliana Dury nie ma wątpliwości, że przydałyby się one naszemu krajowi i to,  mimo że nie jest to broń, która może przechylić szalę zwycięstwa na korzyść którejś ze stron konfliktu.

– Tomahawki to przede wszystkim broń odstraszająca. Pociski same w sobie nie pozwolą nam wygrać wojny. Są jednak sygnałem, że jeśli ktoś zdecyduje się na atak, będzie musiał liczyć się w poważnymi konsekwencjami. Jeśli agresorem byłaby Rosja, musiałaby się liczyć z tym, że nasz okręt może ukryć się na przykład w głębinach Morza Barentsa i w odpowiednim momencie wystrzelić pocisk, który może zniszczyć cele wojskowe, polityczne czy też energetyczne, powiedział ekspert.

Maksymilian Dura zwrócił uwagę na to, że na ewentualną decyzję Amerykanów trzeba będzie poczekać. To może oznaczać, że nowe okręty podwodne, z których mogą być wystrzelone pociski, zostaną dostarczone nam z opóźnieniem. Wersja optymistyczna mówi o 2022 r., wersja pesymistyczna to nawet 2030 rok.

Tymczasem nasza flota podwodna… „sypie się”. Cztery okręty typu Kobben wyprodukowane w drugiej połowie lat 60. są już tak wyeksploatowane, że czym prędzej, zdaniem żołnierzy, powinny zostać wycofane ze służby. Opieranie sił podwodnych na jednym ORP Orzeł, który do służby wszedł w 1986 roku, jest ryzykowne.

W tym kontekście warto zastanowić się nad francuskimi pociskami MDCN, które zdaniem ekspertów nie ustępują amerykańskim. – Oferta ich zakupu leży już na stole, powiedział ekspert wojskowy. To mogłoby przyspieszyć proces zakupu okrętów.

sp/mmt

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj