– To proces poszlakowy, w którym prokuratura nie przedstawiła żadnego twardego dowodu – tak mówią obrońcy w głośnym procesie kościelnego wydawnictwa Stella Maris. Przed Sądem Apelacyjnym w Gdańsku zakończył się proces odwoławczy dziewięciu mężczyzn skazanych w grudniu 2013 roku. Wyrok zapadnie 14 kwietnia. Wśród skazanych jest były lider pomorskiego SLD i były wojewoda gdański Jerzy Jędykiewicz. Dostał karę trzech i pół roku więzienia i 305 tysięcy złotych grzywny. Jego obrońca Małgorzata Olesińska mówiła, że nie ma żadnego bezpośredniego dowodu winy. – Nikt nie pomówił go o popełnienie tych czynów, nie ma też żadnego bezpośredniego dokumentu potwierdzającego koncepcję prokuratury. Jeśli jest choćby jedna wersja poszlakowa, podważająca winę Jerzego Jędykiewicz, to powinien on zostać uniewinniony.
Wszyscy oskarżeni twierdzą, że są niewinni. Chcą uchylenia wyroku Sądu Okręgowego. – Sprawa toczy się ponad dziesięć lat. Ja ani zarządzana przeze mnie Energobudowa nie mieliśmy nic wspólnego ze Stella Maris. Kontakty z wydawnictwem miał mój partner biznesowy Janusz B. Natomiast bycie pośrednikiem od załatwiania różnych kontraktów i płacenie mu prowizji, przecież nie jest przestępstwem – mówi Jerzy Jędykiewicz.
W latach 1997-2001 w wydawnictwie Archidiecezji Gdańskiej, pod pozorem fikcyjnych usług konsultingowych, miało dojść do „wyprania” pieniędzy na łączną kwotę ponad 67 milionów złotych. Skarb Państwa miał na tym stracić kilkanaście milionów złotych.