W Nepalu jest niebezpiecznie, ale pomorscy strażacy pracują niemal bez przerwy poszukując ofiar trzęsienia ziemi. Ratownicy rozpoczęli akcję wczoraj. – Dziś skończyli działania późno w nocy, mówił młodszy brygadier Jacek Noga z gdańskiej straży pożarnej. – Pracowali do 2:00. Odpoczęli kilka godzin i znów ruszyli do pracy, 20 kilometrów na wschód od Katmandu. Tam pomoc jest bardzo potrzebna, bo większość sil na początku została skierowana do stolicy. Strażacy z Pomorza pojechali do Nepalu z psami ratowniczymi, mówił Jacek Noga.
Katarzyna Wodniak z Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej OSP w Gdańsku mówił, że praca tam jest bardzo niebezpieczna. – Po trzęsieniach ziemi konstrukcje są bardzo niestabilne. W takie miejsca wpuszcza się psa. Kiedy znajdzie człowieka, to wchodzi ekipa techniczna, stabilizuje budynek i wydobywa poszkodowanego.
Ratownicy przyznają, że pies na miejscu jest właściwie dla nich wyrocznią. – Musimy się na czymś opierać i zaufać psom. Jeśli one nie znajdą nikogo, to budynek się wyburza, by nie stwarzał zagrożenia. Dlatego do pracy wybierane są psy, które mają najlepsze predyspozycje i są bardzo dobrze wyszkolone, tłumaczył Sebastian Pakuła z OSP Gdańsk. Psy, które pojechały do Nepalu brały też udział w akcji po trzęsieniu ziemi na Haiti w 2010 roku.
Psy oraz ratownicy muszą być w ciągłej gotowości. – Trenują co najmniej raz w tygodniu. Wszystko po to, by były gotowe do wyruszenia na akcję w ciągu kilku godzin, dodał Pakuła. Do Nepalu pojechało 81 ratowników z Polski, w tym 23 z Pomorza. Według najnowszych informacji w wyniku trzęsienia ziemi mogło zginąć nawet 10 tysięcy osób.
Foto: Trening psów odbywa się co najmniej raz w tygodniu.
{flv}24113{/flv}