Każdy z nas chce zarabiać jak najwięcej, to jasne. W pogoni za pieniądzem podnosimy swoje kwalifikacje, bierzemy dodatkowe „fuchy” albo po prostu decydujemy się na wyjazd za granicę. – Za to co robisz tutaj, tam dostaniesz cztery razy więcej, słyszymy często. No właśnie – czy na pewno? I z czym tak naprawdę łączy się praca za granicą? Praca legalna czy opłacalna?
Praca legalna czy nie
– W USA zarobiłam sporo, ale praca była nielegalna – mówi Michalina, która za oceanem pracowała w wakacje jako kelnerka. – Do Stanów wyjechaliśmy ze znajomymi rok temu w lecie. Spędziliśmy tam niecałe 4 miesiące. Oczywiście staraliśmy się o wizę turystyczną, o przyznaniu wizy o prace i szukaniu jej na własną rękę nie było mowy, to byłyby zbyt duże koszty.
Nasza rozmówczyni przyznaje, że dużo ryzykowała. – Sama wiza to koszt około 500 zł i też nie było pewności, kiedy i czy w ogóle znajdziemy pracę. Na szczęście się udało, już następnego dnia pracowaliśmy jako kelnerzy – opowiada.
Michalina otwarcie mówi, że praca była załatwiona po znajomości. Mimo to ona i jej znajomi nie byli traktowani do końca poważnie. – Po przeliczeniu na polską walutę zarabialiśmy kupę kasy. Ale jako ze byliśmy „na emigracji” szef nie płacił nam tyle, co pozostałym kelnerom i notorycznie, co tydzień próbował nas oszukać, zmniejszając kwotę na czeku.
– Czeki wystawiał na koleżankę Polkę z obywatelstwem amerykańskim. Ona też zatrudniała nas na imprezy okolicznościowe jako kelnerów i jako jedyna uczciwie nam płaciła. Pozostali wychodzili z założenia, że skoro przyjechaliśmy „za chlebem”, to zapłacą nam o wiele mniej, bo i tak nie zrezygnujemy – mówi i dodaje, że to była naprawdę ciężka, fizyczna praca.
W wyjeździe „na żywioł” częstym problemem jest mieszkanie. Choć Michalina mogła zamieszkać u babci swojego chłopaka, warunki nie były zbyt luksusowe. – Oczywiście mieszkanie u rodziny dużo nam ułatwiło, bo nie trzeba było wynajmować innego. Ale nie było też tak kolorowo… Mieszkaliśmy w naprawdę średnich warunkach.
Nieco inne odczucia ma Kuba, który na miesiąc wyjechał do Włoch na zbiory gruszek. – Praca była legalna, a szef zapewnił nam nocleg. Nie był to pięciogwiazdkowy hotel, bo w jednym domu mieszkało 18 osób, ale każdy miał swoje łóżko, była kuchnia, pralka i prysznice. Nie można było narzekać. Byliśmy nawet ubezpieczeni na wypadek, gdyby komuś coś się stało. Jedynie o co musieliśmy się zatroszczyć to jedzenie, opowiada.
– Praca przy zbiorach owoców to wypoczynek dla umysłu, mówi Kuba
– To było trochę jak „wakacje pod gruszą”. Choć pracowaliśmy dziewięć godzin dziennie, byłem zmęczony tylko fizycznie. Psychicznie bardzo wypocząłem. Martwiłem się tylko o to, co będę jadł na obiad następnego dnia.
Kasia co roku wyjeżdża do Cambridge, gdzie pracuje w kawiarni jako baristka. – Pracę załatwił mi mój ojczym po znajomości. Tak mi się spodobało, że wracałam tam co roku, by zarobić trochę grosza. Potem wszystko to, co zebrałam wystarczało mi na utrzymanie w Polsce.
Jak dodaje, w te wakacje nieco zmieniła branżę, w której pracuje. – Pojechaliśmy wraz z chłopakiem do Londynu, gdzie zatrudniliśmy się w tym samym sklepie odzieżowym. Choć zarobki są dobre, podobne do tych w kawiarni, panuje tu o wiele gorsza atmosfera. Inni pracownicy zachowują się, jakby pracowali co najmniej u Diora, a nie w sieciówce. Teraz jesteśmy w Anglii tylko na wakacje, ale za rok chcemy tu przyjechać na stałe.
Najważniejsze pieniądze?
Michalina w swoim wyjeździe stawiała głównie na dużą kasę. – Przez trzy miesiące zarobiliśmy mnóstwo pieniędzy, połowę z tego wydaliśmy na podróże (a te w USA są raczej drogie), zwiedziliśmy prawie wszystko, co fajne na wschodnim wybrzeżu. Ale na pewno bez znajomości nie dałoby się tyle zarobić. Wizy tak naprawdę wszystko utrudniają, gdyby nas ktoś przyłapał na pracy, już nie wrócilibyśmy do Stanów Zjednoczonych. To niestety nie jest „american dream” i dość ciężko tam o legalną pracę – mówi z rozgoryczeniem.
Kuba z kolei przyznaje, że choć we Włoszech zarobki były mniejsze, niż w innych krajach, ma zamiar pojechać jeszcze raz na zbiory, głównie ze względu na atmosferę, jaka panowała „na polu”. – Pieniądze w porównaniu do tych w Niemczech czy w Norwegii nie były wysokie, ale praca także nie należała do najcięższych i odbywała się w luźniej i przyjemnej atmosferze. Choć nie mogłem za zarobione pieniądze zafundować sobie wakacji życia, wystarczyło na kilka dodatkowych wydatków, którymi nie chciałem obarczać rodziców. W tym roku także wybieram się do Włoch do pracy wraz z moimi znajomymi i będzie to już mój trzeci wyjazd – zapowiada.
Również Ola, która pracuje w Anglii przyznaje przy produkcji żywności przyznaje, że choć płaca nie jest najwyższa, wyjazd się jej opłacił. – Praca ciężka, płacą też średnio, ale nadal dużo lepiej niż w Polsce. Głównie pracują tutaj Litwini i Rumuni, ale jest też dużo innych narodowości. Wszyscy traktują mnie bardzo dobrze, chodzą uśmiechnięci i wciąż pytają 'are u ok?’. Atmosfera jest wspaniała, dlatego myślę, że za rok także się wybiorę.
Dla Marty, która do Anglii wyjechała na studia, w pracy liczyło się zdobycie doświadczenia. – Zajęcia w szkole zajmowały mi tylko trzy dni w tygodniu, więc pozostałe mogłam poświęcić na rozwój. Stażowałam w agencjach PRowych, magazynach modowych i portalach internetowych. Nie dostałam za to ani grosza, tylko czasami bon do stu funtów do wydania w jakimś sklepie odzieżowym.
Dziewczyna zdaje sobie sprawę, że porzucenie myśli, o pracy zarobkowej było dużym ryzykiem. – Zyskałam dobre pozycje do mojego CV, jednak zdaję sobie sprawę, że gdyby nie finansowa pomoc rodziców musiałabym iść do normalnej pracy, niezwiązanej z moim wymarzonym zawodem.
Dla każdego coś innego
Nasi rozmówcy zgodnie twierdzą, że praca za granicą rozwija, uczy życia i się opłaca. Przyznają jednak, że bez znajomości ciężko ją zdobyć i nie zawsze warunki, w których muszą mieszkać są zadowalające. Dla każdego z nich liczy się jednak coś innego. Wiele zależy od tego, na co się nastawiamy. Jeśli na duże pieniądze, to często trzeba odłożyć na bok marzenia o łożu z baldachimem. Gdy jedziemy po to, by wypocząć, nie zawsze oznacza to wielki zarobek. Kiedy zaś stawiamy na doświadczenie zawodowe, to musimy liczyć się z tym, że być może będziemy pracować za darmo. Mimo to, warto chyba spróbować czegoś nowego. A nuż okaże się, że będzie to okazja życia?
Maria Anuszkiewicz/mmt