Pomocą w walce z kłusownikami okazały się być kamery, które instalowane są na drzewach przy rzece Słupi. Dzięki nim udało się m.in. nagrać kłusowników, którzy przez pięć lat byli nieuchwytni.
Kłusownictwo jest bardzo dużym problemem w okolicach Słupska. Szacuje się, że łupem przestępców pada nawet 30 proc. populacji ryb. Kłusownicy wykorzystują sieci, szarpaki i nielegalne pułapki, by odławiać trocie lub łososie.
W UKRYTEJ KAMERZE
Teodor Rudnik, prezes Polskiego Związku Wędkarskiego w Słupsku podkreśla, że kamery są instalowane w sposób niewidoczny dla osób postronnych. Są zamaskowane w ziemi lub na drzewach. – Zostały tak zaprogramowane, że reagują na ruch lub zmianę temperatury. W takim przypadku kamera wysyła do nas sms i wiemy, że coś się stało. To bardzo skuteczna metoda – wyjaśnia Rudnik.
Jak mówi, nie może ujawnić liczby ani miejsca instalacji kamer, ale przyznaje, że dzięki nim wędkarze już odnieśli sukces. – Nagraliśmy grupę kłusowników, którą ścigamy od pięciu lat. Wiemy kim są, gdzie mieszkają, ale nie mieliśmy dowodów. Mamy nagranie jak wyciągają z rzeki osiem dużych troci. Widać wszystko, włącznie z twarzami kłusowników. Całość przekazaliśmy policji – dodaje.
DUŻY PROBLEM I MAŁE KARY
Kłusowników ściga też specjalnie powołana Grupa Szybkiego Reagowania w Słupsku. Działa w niej jedenaście osób, które dysponują łodziami, kamerami i quadami.
Kary nakładane przez sąd na kłusowników są często symboliczne. Z reguły to przepadek kłusowniczego sprzętu i grzywna w wysokości kilkuset złotych.
Przemysław Woś/mar