Amerykanin nie przyznaje się do winy ws. katastrofy śmigłowca. Biegły: „Ryzykował”

Katastrofa śmigłowca w Czystej pod Słupskiem przed sądem. Oskarżony o spowodowanie upadku helikoptera emerytowany amerykański żołnierz nie przyznaje się do winy.

Zdaniem prokuratury i biegłego badającego wypadek pilot Mark B. wykonywał ryzykowne manewry i doprowadził do zatrzymania pracy silników maszyny.

SILNIKI PRZESTAŁY PRACOWAĆ

Zeznający w procesie biegły inżynier Robert Konieczka mówił, że główną przyczyną katastrofy było zatrzymanie pracy obu silników śmigłowca MI2 poprzez wykonywanie przechyłów, które wobec poziomu paliwa w zbiornikach, doprowadziło do zassania powietrza przez pompy. Silniki zgasły i w efekcie maszyna spadła na ziemię.

Według instrukcji przechylenie tego śmigłowca nie powinny być większe niż 30 stopni. Z relacji świadków wynika, że było dużo większe. – Oczywiście to subiektywna ocena tych osób, ale moim zdaniem układa się to w logiczną całość. Paliwa było dość by dolecieć do celu, jego jakość była wystarczająca. Z całą pewnością życie ludzi, którzy byli na pokładzie zostało uratowane, ale sam manewr autorotacji, czyli lądowania bez silników trzeba ocenić jako nie do końca udany, bo jednak maszyna się rozbiła – mówił Konieczka.

PILOTOWAŁ BEZ UPRAWNIEŃ

Mark B. jest również oskarżony o pilotowanie śmigłowca bez polskich uprawnień.

Do wypadku doszło w maju ubiegłego roku. Śmigłowiec uległ zniszczeniu. Okazało się, że nie miał ważnych badań technicznych i nie był zarejestrowany od 2002 roku. W hangarze pod Koszalinem śmigłowiec zimował. Lot miał zakończyć się we wsi pod Słupskiem w gospodarstwie właściciela maszyny rolnika Jana G. Do wypadku doszło w 45. minucie lotu.

NIE PRZYZNAŁ SIĘ DO WINY

Przed sądem rejonowym w Słupsku Amerykanin Mark B. nie przyznał się do winy. Utrzymuje, że wsiadł do śmigłowca jako pasażer, a za sterami siedział właściciel helikoptera rolnik spod Słupska, Jan G. Amerykanin przejął stery, gdy w maszynie zatrzymały się oba silniki i ryzykownie lądując uratował życie w sumie siedmiu osób, które były na pokładzie. Wśród nich było troje dzieci, jedno z nich siedemnastolatek miało złamaną nogę.

Rolnik Jan G. dobrowolnie poddał się karze pół roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata. Prokuratura zarzucała mu, że umożliwił lot niesprawnym i niezarejestrowanym śmigłowcem.

Amerykaninowi Markowi B. grozi do trzech lat więzienia.

Przemysław Woś/mar

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj