– Skala buntu grudniowego była olbrzymia. W wielu miastach dochodziło do demonstracji, ale oczywiście największe natężenie miało miejsce na Pomorzu – mówił w audycji Co za historia Robert Chrzanowski, historyk i archiwista IPN. Współautor książek „Zbrodnia bez kary. Grudzień 1970 w Gdyni” i „Pogrzebani nocą. Ofiary Grudnia ’70 na Wybrzeżu Gdańskim. Wspomnienia, dokumenty” opowiadał o tym, dlaczego wojsko strzelało do robotników idących do pracy. – Wielu historyków i socjologów zastanawia się, dlaczego do protestów w grudniu 1970 roku doszło akurat na Wybrzeżu – powiedział Robert Chrzanowski. Obecni mieszkańcy Pomorza pochodzą z różnych stron Polski. – Tutejsze zakłady pracy, jak na przykład stocznie i porty, ściągały do siebie mnóstwo młodych ludzi pochodzących z uboższych terenów, np. tzw. ściana wschodnia lub Kujawy. Ci ludzie, pozbawieni rodzin, mieszkający w hotelach robotniczych, mieli w sobie większą chęć rewolucyjnych zmian. Niewiele mieli do stracenia. Oni nie byli tak zasiedziali, żeby kontemplować to, co jest – wyjaśniał autor książek o Grudniu’70.
14 GRUDNIA: PIERWSZE PROTESTY W GDAŃSKU
Bezpośrednią przyczyną strajków i demonstracji była wprowadzona 12 grudnia podwyżka cen mięsa i innych artykułów spożywczych. W Gdańsku protesty zaczęły się w poniedziałek 14 grudnia. Tłum stoczniowców, którzy nie przystąpili do pracy, żądał rozmów z pierwszym sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR Alojzym Karkoszką oraz ogłoszenia na antenie Polskiego Radia, że rozpoczął się strajk (w tym celu robotnicy przeszli pod obecną siedzibę Radia Gdańsk).
Stoczniowcy pojawili się także przed budynkiem Politechniki Gdańskiej, bo pamiętali studenckie protesty w marcu 1968 r. – To byli ich naturalni sojusznicy. Ale się nie udało. Rektor PG, który wyszedł przed uczelnię, został lekko poturbowany. Zagroził, że jeżeli studenci przyłączą się do strajku, to grożą im surowe konsekwencje. Większość więc nie przyłączyła się marszu ulicami miasta, zostali w salach i dyskutowali o tym, co się dzieje. Uznali jednak, że są tu postulaty ekonomiczne i to nie jest ich sprawa.
Przez cały dzień w Gdańsku odbywały się pochody tysięcy robotników. Kiedy zapadł zmrok, ok godz. 17:00, w pobliżu wiaduktu Błędnik doszło do pierwszych starć z milicją. – Według władzy najlepszym rozwiązaniem tych protestów była pacyfikacja, uspokojenie robotników nawet za cenę użycia siły. Do żadnego dialogu dojść nie mogło, zresztą nigdy do takiego dialogu nie doszło z PZPR.
– 14 grudnia stanął tylko Gdańsk. W tym czasie w Warszawie odbywało się plenum KC PZPR, ale widocznie decydenci centralni myśleli, że „rozejdzie się wszystko po kościach”. Ale pojawiły się nawoływania do wieczornego wiecu przy Politechnice Gdańskiej i obawiano się, że studenci przyłączą się do demonstrantów. Skierowano więc do akcji oddziały milicji. Doszło do pierwszych starć – opowiadał archiwista IPN w audycji Wojciecha Sulecińskiego.
– Do robotników przyłączyli się mieszkańcy Gdańska i grupy destrukcyjne, czyli funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa przebrani w stoczniowe kombinezony. Świadkowie mówili, że byli łatwo rozpoznawalni, bo ich kombinezony były nowe i niczym nie zabrudzone – opowiadał historyk. Dodał, że celem grup destrukcyjnych było dokumentowanie protestu i rozpoznawanie liderów, aby później móc wyciągnąć konsekwencje. Celem grup destrukcyjnych była także próba zanarchizowania protestów – aż do wandalizmu i wystąpień chuligańskich.
15 GRUDNIA: W GDAŃSKU BITWA Z MILICJĄ, W GDYNI ZACZYNAJĄ SIĘ PROTESTY
– Kiedy w Gdańsku drugiego dnia protestów była już regularna bitwa z milicją na ulicach, w Gdyni dopiero zaczynał się protest. Ale tu już wykształciła się grupa liderów – mówił Robert Chrzanowski. Na wieść o tym, że w Gdańsku są już zabici i płonie komitet PZPR, przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Gdyni Jan Mariański zaprosił liderów na rozmowy. – Nie chciał, aby do podobnych wydarzeń jak w Gdańsku, doszło w Gdyni i prawdopodobnie dlatego zaczyna rozmowy. Udało się podpisać protokół porozumiewawczy, mówi się jest to prekursor Porozumień Sierpniowych.
– Zapanowała euforia, że strajk jest legalny. Jan Mariański wierzył, że uda się napięcie rozładować. Ale później jeden z sekretarzy partyjnych mówił do niego, że „zachciało ci się z bandytami rozmawiać” – powiedział historyk. Jego zdaniem to pokazuje, że przewodniczący Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Gdyni, czyli obecny prezydent miasta, miał niewielką władzę.
W Gdańsku trwała tymczasem bitwa z milicją, były ofiary śmiertelne. Wieczorem milicji udało się stłumić protesty. – Władza się przekonała, że pacyfikacja pierwszego dnia nic nie dała. A wręcz środki użyte były za małe. Pojawiły się plotki o śmierci milicjantów i zdano sobie sprawę, że nie obejdzie się bez użycia drastyczniejszych środków.
16 GRUDNIA: STRZAŁY POD STOCZNIĄ GDAŃSKĄ
W nocy strajkujące zakłady w Gdańsku zostały otoczone przez wojsko. Historyk podkreślał, że 16 grudnia to nie gdańscy stoczniowy zmusili wojsko do działania, jak przedstawiano to przez ponad 20 lat. – Stoczniowcy myśleli, że ich wrogiem jest tylko milicja, a żołnierze nie przyłączą się do protestu, lub chociaż pozostaną neutralni. Robotnicy z zaciekawieniem obserwowali wojsko stojące przed bramą stoczni. Tłum ciekawskich wypychał przez bramę pierwsze szeregi i wtedy nagle został wydany rozkaz strzału.
Dwie osoby zginęły. – Stefan Mosiewicz i Jerzy Matelski to jedyne ustalone ofiary śmiertelne. Nie można wykluczyć, że któraś z ciężko rannych osób mogła potem umrzeć, ale badania nad tym trwają – podkreślił archiwista IPN.
Widząc brutalne ataki wojska, gdańscy stoczniowcy zaczęli rozmowy z władzą, bo zależało im, aby bezpiecznie opuścić zakład pracy. – Władze były zainteresowane rozproszeniem kilkunastu tysięcy robotników, bo obawiano się zaostrzenia sytuacji. Wieczorem i w nocy rozwożono ich do domów, były specjalne pociągi i autokary.
17 GRUDNIA: CZARNY CZWARTEK W GDYNI
Najbardziej znany moment wydarzeń grudniowych był 17 grudnia rano, czyli otwarcie ognia do gdyńskich stoczniowców idących do pracy. – Ówczesny wicepremier Stanisław Kociołek chwalił się, że wstrzymał ruch trolejbusów i autobusów, ale dlaczego nie wstrzymał kolejek? Ludzie idą do pracy, bo zachęcał ich do tego poprzedniego dnia wieczorem. Jest szósta rano, ciemno. I padają strzały do ludzi przyjeżdżających kolejką do stoczni.
W ciągu dnia po gdyńskich ulicach krążyły grupy ludzi zbulwersowanych wydarzeniami na przystanku SKM Gdynia-Stocznia. – Mimo brutalności wojska, nie dochodzi do żadnych dewastacji. Ludzie ustawiają się w pochody i idą pod siedzibę władz. Tam niestety napotykają na kolejne oddziały wojska i milicji, które rozpędzają demonstracje.
JANEK WIŚNIEWSKI – SYMBOL ZABITYCH
Jedną z osób, która zginęła w pobliżu przystanku Gdynia – Stocznia, był 18-letni Zbyszek Godlewski, który przyjechał z Elbląga do pracy w Gdyni. Protestujący przemaszerowali z jego ciałem niesionym na drzwiach ulicami Gdyni. O nim opowiada słynna ballada o Janku Wiśniewskim.
PO GDAŃSKU I GDYNI, PROTESTY W INNYCH MIASTACH
– Wydarzenia w Gdańsku, w Gdyni, czy Szczecinie (które zaczęły się 17 grudnia – przyp. red.) to był czubek góry lodowej, bo do wystąpień w grudniu 1970 roku doszło w całej Polsce. Oczywiście największe natężenie miało miejsce na Pomorzu. Często nie pamiętamy, że do wielkich wydarzeń doszło w Słupsku, strajki były w Sopocie, Tczewie i Elblągu – podkreślił Robert Chrzanowski. – Do wystąpień doszło również w Krakowie, Wałbrzychu i Wrocławiu. Skala buntu grudniowego była olbrzymia.
Posłuchaj audycji