Przeniesienia sprawy chcieli sędziowie ze Słupska. Argumentowali, że znają oskarżonego i świadków. Z wnioskiem nie zgodził się Sąd Najwyższy.
Sprawa dotyczy lokalnego przedsiębiorcy, który miał ujawnić nieprawidłowości w samorządzie. W efekcie podpalono mu dwa auta. Jednym z oskarżonych w sprawie jest znany dealer samochodowy w Słupsku. To on miał zlecić podpalenie samochodów.
ZA SŁABE ARGUMENTY
Sędziowie z sądu rejonowego powołując się na bezpośrednią lub pośrednią znajomość z oskarżonym i świadkami, nie chcieli prowadzić sprawy. Sąd Najwyższy odrzucił te argumenty twierdząc, że są zbyt słabe. Sprawy są przekazywane do innych sądów naprawdę w wyjątkowych sytuacjach. To, że ktoś zna świadka czy oskarżonego nie jest zdaniem Sądu Najwyższego podstawą do tego typu działań.
ZLECENIE
Samochody podpalono w kwietniu 2013 roku. Na zlecenie Andrzeja O. miał to zrobić Czesław M. Mężczyzna przyznał się do winy. Nagrodą za wykonanie zlecenia było umorzenie 20-tysięcznego długu, jaki matka Czesława M. miała wobec Urzędu Miejskiego w Słupsku. Dług rzeczywiście umorzono, choć wcześniej dwa razy wniosek matki Czesława M. był odrzucany jako bezzasadny.
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku umorzyła ten wątek śledztwa, bo nie znalazła dowodów, że podejmujący decyzję wiceprezydent wiedział o rzekomym układzie zleceniodawcy podpalenia samochodów z władzami miasta. Urząd Miejski w Słupsku potem wycofał się z umorzenia należności wobec matki Czesława M. twierdząc, że został wprowadzony w błąd.
PROCES RUSZY WIOSNĄ
Proces w sprawie spalenia samochodów ruszyć ma wiosną. Andrzejowi O. grozi do pięciu lat więzienia, a Czesławowi M. co najmniej siedem lat. Mężczyzna odpowiada w warunkach recydywy.
Przemysław Woś/amo