Poławiacze bursztynu w akcji. Nasz reporter szukał razem z nimi

bursztyn2

Jest połowa stycznia, a to znak, że zaczynają się… żniwa. Żniwa dla poławiaczy bursztynu oczywiście!
Na plażach Półwyspu Helskiego i Mierzei Wiślanej pojawiają się ostatnio dziesiątki osób wyposażonych w wodery i „kaszorki” – niezbędny ekwipunek każdego poławiacza. 

POSZUKIWANIE BURSZTYNU TO NIE PRZELEWKI

Najlepszy okres na zbieranie bursztynu to lato? Brodzenie po kostki w ciepłej wodzie, wypatrywanie świecących drobinek w piasku, a przy okazji opalanie się? Nic bardziej mylnego! Bursztynu nie pozyskuje się w tak przyjemnych warunkach. Wręcz przeciwnie – potężny sztorm, paskudna pogoda, trzaskające mrozy to coś, na co szczególnie czekają pasjonaci bałtyckiego złota. To oznacza, że dobrym okresem na poławianie bursztynu jest połowa stycznia. W tym czasie jest największa szansa na napotkanie pięciu zjawisk pogodowych, które gwarantują pojawienie się bursztynu.

– Po pierwsze to sztorm od złóż, czyli z kierunku północnego lub północno-wschodniego – wylicza Piotr Sobaczyński z Krynicy Morskiej, znany pasjonat bałtyckiego złota, właściciel „Galerii na desce”. – Po drugie to „kontra”, czyli wiatr przeciwny powodujący spiętrzenie fali i w efekcie zasysanie materiału, który następnie przenoszony jest w koronie fali na brzeg. Po trzecie to temperatura wody. Bursztyn ma najlepszą pływalność w temperaturze około 4 st. C. Liczy się także ciśnienie. Gdy nad morzem krążą chmury śniegowe, to pod nimi ciśnienie spada, a to również sprzyja wypływaniu bursztynu. Mamy także dwa razy na dobę przypływy – wtedy również łatwiej o znalezienie go w wodzie.

MEWY WSKAŻĄ BURSZTYN

Nad wodę warto jednak wybrać się nie tylko wtedy, gdy występują te wszystkie czynniki. Każdy z nich osobno również zwiększa szansę na odnalezienie małego morskiego skarbu. Gdy już jesteśmy nad wodą, to czy możemy wchodzić do niej w dowolnym miejscu? – Otóż nie. Trzeba obserwować mewy – tłumaczy Piotr Sobaczyński.

Piotr Sobaczyński pokazuje bursztyn, który udało mu się wyłowić
Bursztyn na Mierzei Wiślanej pojawia się razem z drewnem dryfowym, czyli różnego rodzaju patykami i gałęziami pływającymi w wodzie. Wśród tego drewna nie brakuje też planktonu, skorupiaków i ryb, które są naturalnym pożywieniem dla mew. – Jeśli więc nad jakimś fragmentem wody krążą mewy, wiadomo, że w tym miejscu powinien być bursztyn. A co on ma wspólnego z drewnem dryfowym? Bursztyn i drewno mają podobną wagę, co oznacza, że są razem wynoszone z głębin na powierzchnię – tłumaczy Małgorzata Stawiak.

W POSZUKIWANIU MORSKICH „BRUDÓW”

Gdy już miejsce jest znalezione, nie pozostaje nic innego jak założyć wodery, chwycić „kaszorek” w dłoń i iść wybierać nim różne „morskie brudy”. Gdy podbierak się zapełni, należy wyjść na brzeg wysypać zawartość i szukać w niej bursztynu. Naszemu reporterowi udało się znaleźć kilka niewielkich grudek. To jednak nie było zaskoczeniem dla specjalistów. Jak mówią, ostatni prawdziwy bursztynowy sztorm miał miejsce 4 lata temu i zakończył się w nocy z 14 na 15 stycznia.

Należy pamiętać, że najlepszym czasem na poławianie bursztynu jest noc. – Brodziliśmy więc wtedy w wodzie z lampami ultrafioletowymi, dzięki którym materiał się świeci i wybieraliśmy go niemalże garściami. Gdy baterie w lampach się wyczerpały, używaliśmy prowizorycznych latarek, a i tak znajdowaliśmy naprawdę dużo. W ciągu kilku godzin udało się zebrać trzy kilogramy bursztynu – wspomina nieco rozmarzonym głosem pani Małgorzata.

Kiedy kolejny bursztynowy sztorm? Poławiacze z niecierpliwością wyglądają go przez okno…

Sylwester Pięta/amo
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj