Kapitan statku Szafir: Celowali do nas z karabinów maszynowych. Prosto między oczy

Kapitan2

– Jak widziałem lufę wycelowaną w moją stronę, to przychodziły takie myśli: żeby niechcący mu się tylko nie nacisnęło na ten spust – opowiada Krzysztof Kozłowski, kapitan statku Szafir. Razem z innymi polskimi marynarzami przez 11 dni przebywał w niewoli, porwany przez nigeryjskich piratów. Pod koniec listopada pięciu polskich marynarzy – czterech oficerów i jeden marynarz – z 16-osobowej załogi statku Szafir zostało uprowadzonych z jednostki u wybrzeży Nigerii. Jednym z porwanych był kapitan Krzysztof Kozłowski, który udzielił pierwszego po uwolnieniu wywiadu telewizji TVN24.

ZAŁOGA PRÓBOWAŁA NIE WPUŚCIĆ PIRATÓW NA STATEK

Kapitan Kozłowski podkreślał, że dla załogi najważniejsze było, aby piraci nie weszli na statek. – Próbowaliśmy się bronić, robić wszystko, żeby nie dopuścić do wtargnięcia piratów na burtę. Manewrowałem statkiem, żeby im to jak najbardziej utrudnić. Udało nam się nawet strącić im drabinę. Był taki moment, że cieszyliśmy się nawet, widzieliśmy to światełko w tunelu, że jest szansa, że uda nam się obronić. Ale niestety zostaliśmy zaskoczeni później przez, jak się okazało, drugą łódź, której nie widzieliśmy. Podeszła gdzieś z drugiej strony i totalnie nas zaskoczyła – relacjonował kapitan.

– Rozdrażniliśmy piratów i zaczęli do nas strzelać. Obstrzelali mostek, próbowali najprawdopodobniej zestrzelić nam szperacz – wspominał. Nie udało się odeprzeć ataku piratów i wkroczyli oni na statek. – Każdy członek załogi wiedział dokładnie, co ma robić, gdzie ma się ukryć. My niestety nie zdążyliśmy – mówił kapitan Kozłowski.

DOSTOSOWAĆ SIĘ DO NICH TO JEDYNA SZANSA, ŻEBY PRZEŻYĆ

– Celowali do nas z karabinów maszynowych. Prosto między oczy. Nie było jakiejkolwiek możliwości zrobić czegokolwiek. Musieliśmy po prostu dostosować się do nich. To była jedyna szansa, żeby przeżyć, żeby nic niedobrego się nie wydarzyło – relacjonował dramatyczne wydarzenia kapitan. – Jak widziałem lufę wycelowaną w moją stronę, to przychodziły takie myśli: żeby niechcący mu się tylko nie nacisnęło na ten spust.

Krzysztof Kozłowski podkreślał, że emocje sięgały zenitu. – Oni byli tak samo naładowani adrenaliną, to było widać. Dla nich też ta akcja była stresująca.

11 DNI NIEWOLI

– Mieliśmy nadzieję, że splądrują ten statek i nas zostawią, odpłyną. Jednak to się nie stało. Na koniec zdecydowali, że nas porwą – wspomina kapitan Kozłowski. – To było straszne, bo zapanowali nad wszystkim. Nic nie mogliśmy zrobić. Po prostu taka totalna bezradność.

Kapitan Kozłowski i czterech pozostałych marynarzy byli przetrzymywani przez piratów przez 11 dni. Przez cały ten czas nie mieli pojęcia kiedy – i czy – zostaną uwolnieni. Polacy przetrzymywani byli w drewnianej chatce w dżungli. – Cały czas chodzili z załadowaną bronią wokół nas. Ta broń wystrzeliwała co jakiś czas. To były stresujące momenty – relacjonował kapitan Szafira.

Marynarze starali się radzić sobie ze stresem, nie chcieli dopuścić do siebie czarnych myśli. – Graliśmy w państwa-miasta i tego typu podobne gry. Rozpalaliśmy ognisko cały dzień, bo w dżungli rozpalić ognisko to w cale nie jest taka prosta sprawa.

KONTAKT Z RODZINĄ

W czasie niewoli raz porwani mieli szansę na kontakt z rodziną. – Kto pamiętał numery telefonów do swoich rodzin, to z tej możliwości skorzystał. Rozmowa krótka była, bardzo krótka. Powiedziałem tylko, że nic nam nie jest, żyjemy. „Trzymajcie się, wrócimy”. Ulżyło. Jak wiedziałem, że oni wiedzą, było łatwiej – wspominał kapitan Kozłowski.

Piraci nie używali przemocy w stosunku do załogi. – Dostawaliśmy wodę, jedzenie, które zostało skradzione ze statku. Po trzech dniach, jak się skończyło, to już musieliśmy skorzystać z ich kuchni. Najbardziej przypadł nam do gustu ryż po piracku. Na początku jedliśmy w ich wydaniu, czyli na ostro. Później już robili nam na łagodnie. Specjalnie dla nas osobno gotowali – zdradził kapitan Szafira.

UWOLNIENIE NA SZEŚĆ Z PLUSEM

8 grudnia 2015 roku, po 11 dniach w dżungli, porwani marynarze zostali wypuszczeni. Kapitan Kozłowski nie chce zdradzać szczegółów. – Samo uwolnienie i powrót do kraju była to w stu procentach profesjonalna akcja. Nic dodać, nic ująć. Sześć z plusem – zdradził tylko.

– Cieszyłem się tylko, że to się już skończyło. Że ten koszmar po 11 dniach się skończył. Nic więcej, taka pustka w głowie. Po prostu cieszyłem się jak dziecko – dodał.

Kapitan1

źródło: tvn24

tnv24/marz
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj