Napędziły już stracha niejednemu spacerowiczowi czy biegaczowi, wyrządziły też spore szkody w miejskiej zieleni. Mnóstwo dzików od kilku dni grasuje w pasie nadmorskim, między innymi w Parku Reagana.
Władze Gdańska wiedzą o problemie i zapowiadają zdecydowane kroki, z odstrzałem zwierzyny włącznie. A tego w położonej w sąsiedztwie Przymorza części pasa jeszcze nie było.
NIESPODZIEWANI SPACEROWICZE
Mieszkańcy Gdańska, z którymi rozmawiał nasz reporter przyznają, że coraz łatwiej napotkać na dziki, często poruszające się w sporych grupach. – Mają takie swoje siedlisko tu nieopodal, w chaszczach. Niby ktoś je odławia, ale cały czas wracają. Jeszcze mnie nie pogoniły, ale strach jest, szczególnie jak pojawiają się blisko miejsca, po którym spaceruje się z dziećmi – mówi jeden ze spacerowiczów.
– Sama w ciągu ostatnich dni widziałam trzy dziki. Generalnie staram się ich unikać, same też nie podchodzą aż tak śmiało. Ale faktycznie jest ich coraz więcej, co widać po zniszczonym podłożu – dodaje gdańszczanka spotkana na spacerze z wnuczką.
DZIKI DO ODSTRZAŁU
Miejskie służby oprócz standardowych, wykonywanych corocznie procedur, w tym roku planują w jeszcze inny sposób zmniejszyć populację dzików w pasie nadmorskim. Wydział Zarządzania Kryzysowego planuje zatrudnić dwóch myśliwych, którzy dokonają bezprecedensowego odstrzału w samym Parku Reagana.
– To bardzo skomplikowana operacja, która musi być przeprowadzona w nocy. Wykonamy ją w miejscu, gdzie jest podwyższenie, wspierać nas będzie straż miejska – mówi Tadeusz Bukontt, szef Wydziału Zarządzania Kryzysowego w gdańskim magistracie.
Jednocześnie cały czas działa odłownia, wybudowana kilka lat temu na granicy Przymorza i Jelitkowa. – Pamiętajmy też o zdrowym rozsądku. Dziki żyją w lasach nadmorskich również dlatego, że czasami są dokarmiane przez ludzi. Dlatego nie zostawiajmy im jedzenia, ale też nie płoszmy ich podchodząc blisko z psami wyprowadzanymi na spacer – dodaje Tadeusz Bukontt. Przy operacji odławiania dzików cały czas pracuje też powołany niedawno miejski myśliwy, będący pracownikiem Wydziału Zarządzania Kryzysowego.
Maciej Bąk/amo