Nie będzie referendum w Gniewie w sprawie odwołania pani burmistrz. Wojewódzki komisarz wyborczy odrzucił wniosek o jego rozpisanie, bo zabrakło podpisów mieszkańców gminy.
Spośród prawie półtora tysiąca, tylko niespełna tysiąc sto uznano za prawidłowe. Pozostałe zawierały błędy w adresach zamieszkania lub numerach PESEL.
„IDIOTYCZNY POWÓD”
Wniosek o referendum złożyła Gniewska Grupa Obywatelska, która zarzucała pani burmistrz niekompetencję. Głównym punktem sporu była chęć przyjęcia przez władze uchodźców. Maria Taraszkiewicz-Gurzyńska nie była zaskoczona próbą jej odwołania.
– Zaraz po ślubowaniu mówiono, że zanim minie okres karencji, będzie referendum. Spodziewałam się tego. Tyle że jego powód był idiotyczny: twierdzono, że rzekomo chcę sprowadzić uchodźców. Do głowy by mi coś takiego nie przyszło. Gniew nie ma możliwości sprowadzenia Polaków z Ukrainy, a co dopiero z zupełnie obcych nam obszarów kulturowych.
„JESTEŚMY W STANIE PRZYJĄĆ UCHODŹCÓW”
Władze Gniewa w listopadzie, już po zamachach w Paryżu, poinformowały pisemnie wojewodę pomorskiego, że mogą udzielić uchodźcom z Syrii i innych objętych wojną krajów pomocy tymczasowej. – Jesteśmy w stanie przyjąć uchodźców doraźnie – mówiła wówczas burmistrz Maria Taraszkiewicz-Gurzyńska. – Moglibyśmy rozlokować ich w hali widowiskowo-sportowej, po szkołach czy w hotelach, ale muszę zaznaczyć, że to tylko rozwiązanie tymczasowe. Nie mamy możliwości, żeby zapewnić uchodźcom warunki stałego pobytu w naszej gminie.
Ta deklaracja wywołała poruszenie wśród mieszkańców, a składająca się z 11. osób grupa inicjatywna złożyła w poniedziałek w Urzędzie Miasta i Gminy Gniew zawiadomienie o rozpoczęciu zbiórki podpisów pod dwoma wnioskami referendalnymi.
Pierwsze zawierać miałoby dwa pytania: Czy mieszkańcy popierają budowę nowej szkoły podstawowej w Gniewie oraz czy są za utworzeniem na terenie gminy obozu przejściowego dla uchodźców? Drugie referendum dotyczyć miało właśnie odwołania obecnie urzędującej burmistrz.
Gniewska Grupa Obywatelska zapowiada, że odwoła się od decyzji komisarza wyborczego. Ma na to dwa tygodnie.
Grzegorz Armatowski/amo