Abp Gocłowski w oczach trójmiejskich dziennikarzy. Anegdoty i fakty

Doskonale wiedział, co chce powiedzieć, ale kokietował mówiąc, że czegoś nie wie. Nie uciekał od tematów politycznych. Skromny, ciepły i sympatyczny człowiek – tak wspominają arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego trójmiejscy dziennikarze. Były metropolita gdański wielokrotnie gościł w lokalnych mediach, komentował bieżące sprawy związane z życiem publicznym. Poza oficjalnymi wypowiedziami, często rozmawiał z dziennikarzami, których zawsze traktował z szacunkiem i życzliwością.

SKROMNE ŚNIADANIE Z BISKUPEM

Wojciech Suleciński z TVP Gdańsk, który prowadzi audycje także w Radiu Gdańsk, poznał biskupa jesienią 1988 roku. Pracował wówczas dla Video Studio Gdańsk i przyjechał do kurii porozmawiać o polskim duszpasterzu pracującym w Kuwejcie. – Toż to moja telewizja – przywitał ekipę z Video Studio Gdańsk hierarcha i zaprosił wszystkich na śniadanie.

– Zapamiętałem, że było to bardzo skromne śniadanie. Poczułem się zaproszony do wejścia w świat, którego nie znałem. Znalazłem się po drugiej stronie barykady i mogłem poznać codzienne życie biskupa. Było to bardzo sympatyczne – wspomina Wojciech Suleciński.

PRZYSIADŁ PRZY DZIECIACH

Publicysta Andrzej Urbański również przez wiele lat współpracował z arcybiskupem Gocłowskim. – Był człowiekiem, który potrafił być blisko innych, także dzieci. Pamiętam jego spotkanie z dziećmi w Auli Jana Pawła II przy gdańskiej kurii. Wszedł do sali i zamiast udać się na mównicę, usiadł na stopniu wśród najmłodszych. Zdjął z głowy piuskę i założył jednemu maluchowi. I tak zaczął spotkanie – opowiada Andrzej Urbański.

ROZUMIAŁ ZAWIŁOŚCI ZAWODU DZIENNIKARZA

Anna Rębas nagrywała wywiady z arcybiskupem przez 25 lat – najpierw w Radiu Plus, teraz pracując w Radiu Gdańsk. Jako osoba, która była zawsze zainteresowana człowiekiem i jego sprawami, napisał do matki dziennikarki, tłumacząc meandry jej zawodu. – List szczególny i bardzo osobisty. Po tym liście mama zrozumiała dlaczego praca, którą wykonuje jej córka redaktorka, jest „na tak wysokim C” i całkowicie jestem tej pracy oddana. Moja mama do dziś powołuje się na te słowa.

NIE BYŁ NADĘTYM BISKUPEM, TYLKO SERDECZNĄ I CIEPŁĄ OSOBĄ

Roman Daszczyński przygotował dla „Gazety Wyborczej” reportaż „Biskup zaplątany w politykę”. Podczas zbierania materiałów ks. Witold Bock opowiedział mu o zdarzeniu kiedy był klerykiem. – Usługiwał jako kelner podczas uroczystego obiadu z biskupem i plecami strącił portret Tadeusza Gocłowskiego. Zaległa głucha cisza. Nie tracąc rezonu, kleryk powiedział: proszę wysłać mnie na front wschodni. Biskup zaczął się serdecznie śmiać i to rozładowało atmosferę. Niejednego nadętego biskupa taka sytuacja by zmroziła, a z niego wydobyła ciepłego i serdecznego człowieka.

– Śmiał z dowcipów, ale bardzo pilnował, aby ten śmiech nie był zbyt głośny. Tak jakby się trochę wstydził, że go coś rozbawiło. Zawsze wybierał elegancki humor i eleganckie puenty – dodaje Anna Rębas.

POZWALAŁ NAZYWAĆ SIĘ: BISKUP KOCHANY

Barbara Kanold z „Dziennika Bałtyckiego”, która napisała książkę o arcybiskupie „Spotkania o zmierzchu”, przyznaje, że musiała długo namawiać go, aby zgodził się na powstanie wywiadu – rzeki. – Kiedy w 2008 roku przeszedł na emeryturę, powiedziałam sobie, że nie odpuszczę. I wraz z prezydentem Gdańska udało się go namówić. Paweł Adamowicz powiedział nawet, że „jutro o 9:00 będzie u arcybiskupa pani Kanold”. Zaczął się śmiać i się zgodził.

Dziennikarka przyznaje, że rozmawiała z arcybiskupem nawet o swoich ważnych, prywatnych sprawach. Radziła się też kiedy zamierzała o kimś napisać książkę. – Pozwolił mi siebie nazywać „biskup kochany”, do mnie mówił po imieniu. Zawsze miał dla mnie czas, a kiedy ostatni raz widziałam go w lutym, powiedział, że poczeka na mnie kiedy w maju wrócę z Francji. Niestety, nie doczekał.

MEDIATOR MIĘDZY PO A PIS

Adam Hlebowicz, dyrektor radiowej „Trójki” także przeprowadził wywiad – rzekę z arcybiskupem Gocłowskim pt. „Świadek”. Podkreśla jego rolę w przemianach politycznych w Polsce, np. w latach 80. wiele ważnych spotkań opozycji odbywało się właśnie u Gocłowskiego. Często odgrywał też rolę mediatora.

– Rok 2005. PiS wygrywa wybory, Lech Kaczyński zostaje prezydentem. Dochodzi do rozdźwięków, początkowo wydawało się, że nic nie znaczących, między dwiema partiami dawnej opozycji: Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością. Przewodniczący tych partii: Donald Tusk i Jarosław Kaczyński spotkali się przy Cystersów 15 (w gdańskiej kurii – przyp. red.) – zdradza Adam Hlebowicz.

LUBIŁ PROWADZIĆ GRĘ I KOKIETOWAĆ ROZMÓWCĘ

– Mówił prostym i komunikatywnym językiem. I posiadał cudowny radiowy głos – mówi Agnieszka Michajłow, która wielokrotnie zapraszała Tadeusza Gocłowskiego do studia Radia Gdańsk. Podkreśla, że za każdym razem prowadzili swoistą grę. – To była taka „procedura namawiania”. Wiadomo było, że zgodzi się na wywiad, ale lubił być przekonywany, że musi zabrać głos w ważnych sprawach. Nie uchylał się od tego, chętnie mówił o polityce, oceniał ją i komentował.

Dziennikarka Radia Gdańsk podkreśla także inną cechę hierarchy – lubił kokietować rozmówcę. – Po wywiadzie twierdził, że za dużo powiedział. Ale to była poza, bo zawsze doskonale wiedział, co chce powiedzieć i dokładnie to mówił.

CO TO JEST ORDER ORŁA BIAŁEGO?

O kokietowaniu wspomina także Jan Bałszkowski z Faktów TVN. Po jednym z wywiadów w 2011 roku arcybiskup zapytał dziennikarza, co to jest order Orła Białego, bo dzwonili do niego z Warszawy zapraszając na wręczenie odznaczenia.

– Kokietował mnie. Miałem wrażenie, że chce zobaczyć jak media zareagują na przyznanie mu orderu. Ale to było odczucie po chwili refleksji. W pierwszym jednak momencie pomyślałem, że takie pytanie to znak niesamowitej skromności, nieprzywiązywania wagi do zaszczytów. Opowiadał, że radził się już swojego przełożonego w zakonie, ale ten zostawił mu wolną rękę w tej sprawie – zdradza Jan Błaszkowski.

BYŁ GŁĘBOKIM PATRIOTĄ

Roman Daszczyński z gdańsk.pl źródło zainteresowania polityką i wydarzeniami publicznymi widzi w domu rodzinnym Tadeusza Gocłowskiego. – Opowiadał mi, że w domu w Piskach, które znajdują się na granicy Mazowsza i Podlasia zawsze była rozwieszona polska flaga. Nawet w czasie II wojny światowej, wtedy wisiała w pomieszczeniu bez okien. Był głębokim patriotą i jego fascynacja polityką wynikała z postawy, że jako biskup chciał służyć krajowi.

– Symboliczne znaczenie ma dla mnie fakt, że zmarł dzień po Dniu Flagi, w święto Konstytucji 3 Maja – podsumował Roman Daszczyński.

Marzena Bakowska
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj