Od dobrych ocen ważniejsze jest to…czy masz rodzeństwo. Część rodziców krytykuje tegoroczne zasady przyjmowania do gimnazjów dla dzieci spoza rejonu.
Należy do nich mama 13-latki z Borkowa koło Gdańska. Dziewczynka osiągała doskonałe wyniki w nauce: średnia 5,7, a jej wynik ze sprawdzianu szóstoklasisty wyniósł 100 procent. Mimo to do wymarzonej szkoły się nie dostała, choć znalazło się tam miejsce dla innych dzieci spoza rejonu, osiągających słabsze wyniki.
WYSIŁEK NA MARNE?
– Trudno wytłumaczyć córce, że na nic zdał się olbrzymi wysiłek, który włożyła w naukę. Wymarzyła sobie jedno z gdańskich gimnazjów, bo tam – jak przeczytała w internecie – na wysokim poziomie stoi nauka tych przedmiotów, które ją pasjonują. Okazuje się jednak, że ważniejsze od wyników w nauce podczas rekrutacji dzieci spoza rejonu jest to czy ktoś ma np. dwójkę rodzeństwa lub żyje z jednym rodzicem – mówi nasza słuchaczka, podkreślając, że nie ma pretensji ani do miasta ani do szkoły, bo wie, że te musiały kierować się zasadami narzuconymi przez ministerstwo.
Matka uważa jednak, że zasady, które miały wyrównywać szanse dzieci, nie są sprawiedliwe. – Wyrównywanie szans jest czymś, o czym nie można zapominać, ale w tej sytuacji wyrównano szanse tym dzieciom, które miały słabsze wyniki. Te dzieci, które bardzo się starały, nie mają szans na to, by dostać się poza rejon, do najlepszych szkół, jeśli np. nie mają co najmniej dwójki rodzeństwa – mówi kobieta.
REKRUTACJA ZA PUNKTY
Wiceprezydent Gdańska Piotr Kowalczuk podkreśla, że zasady rekrutacji do gimnazjów dla dzieci spoza rejonu ustala minister edukacji, a miasto może jedynie ustalać punktację za poszczególne kryteria. Za wolontariat można dostać w Gdańsku 70 punktów, za świadectwo z wyróżnieniem 60, a za różne kryteria socjalne – jak niepełnosprawność czy wielodzietność rodziny – po 30 punktów.
– Sytuacja tej dziewczyny byłaby bardzo prosta, gdyby mieszkała w obwodzie tej szkoły, albo była chociaż mieszkanką Gdańska. Nie spełnia jednak żadnego z tych warunków. Gdyby je spełniała, dostałaby się na starcie, bo gimnazja są szkołami obwodowymi. Jeżeli chodzi o liczniki dotyczące sytuacji społecznej, to mogę się z nimi nie zgadzać, ale muszę się do nich stosować – mówi Kowalczuk.
Sylwester Pięta/amo