Zaczynają się już wojny parawanowe. „Pani na kocyku dwa metry od morza, a tu nagle…”

Nie znajdziecie tego na plażach w Chorwacji, na Krecie czy w Barcelonie. Tylko w Polsce nad Bałtykiem barwne parawany rozpościerają się na całej szerokości plaży. Nowe zjawisko socjologiczne, czyli „parawaning”, jednych drażni innym nie przeszkadza. Zdarzają się nawet wojny parawanowe. – Do wieży ratowników przyleciał raz jeden jegomość, który twierdzi, że jakiś inny plażowicz demoluje i parawan i wykrzykuje, że to jego miejsce. Poszliśmy wyjaśnić sprawę i okazało się, że jeden pan rano przyszedł na plażę, usypał sobie „grajdołek”, a inni przyszli i go zajęli., On od lat 90. wypoczywa w Krynicy w tym samym miejscu. Pan był wyjątkowo agresywny, wezwaliśmy policję. Nie wiem jak to się skończyło – opowiada jeden z ratowników w Krynicy Morskiej.

U NAS ZIMNY WIATR I STĄD PARAWANY

– Pani na kocyku dwa metry od morza, a tu nagle przed nią „rozkłada się” wielopokoleniowa rodzina. No awantura była – dodaje szef baru na krynickiej plaży Arek Sosiński. Parawanów nie ma na plażach w Barcelonie czy Chorwacji lub Krecie.

U nas jest zimny wiatr i stąd parawany. Zawsze były jak jeszcze z ojcem jeździłem – przekonuje turysta w Warszawy.

MY WOLIMY KOCYNG

Na kocu z psem rozłożyła się młoda para z Siemianowic Śląskich. – My nie uprawiamy „parawaningu” tylko „kocyng”. Dlaczego te parawany, może to są pracownicy korporacyjni są przyzwyczajeni do przebywania w boksach – zastanawia się kobieta.

– To jest wygodne. Jak ktoś przechodzi, nie sypie piaskiem. Ma się trochę intymności – tłumaczy jegomość otoczony dziesięciometrowym parawanem. Tymczasem bez parawanu więcej widać i można zawiązać sympatyczne letnie znajomości.

Marek Nowosad/mich
Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj