To było poruszenie, jakiego nikt się nie spodziewał. Zaledwie dwa dni wystarczyły, by uzbierać zawrotną sumę 150 tysięcy złotych na lek najnowszej generacji, który pomoże 7-letniemu Frankowi w walce o zdrowie.
Historia małego gdynianina poruszyła tysiące serc nie tylko mieszkańców Trójmiasta i Polski. O Franku usłyszała cała Europa, a nawet odległa Kanada. Franek jest chory – w kwietniu 2016 roku zdiagnozowano u niego nawrót białaczki limfoblastycznej typu B.
POMÓC MÓGŁ TYLKO DROGI LEK
Chłopiec zaczął chorować w 2013 roku. Szpitalna walka zakończyła się po dziewięciu miesiącach. Franek przyjmował chemię podtrzymującą i wracał do zdrowia. Zaczął uprawiać sport i pokochał hokeja. Niestety, podczas wiosennych badań krwi okazało się, że choroba wróciła. W kwietniu 7-latek ponownie wylądował na Oddziale Hematologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku.
– Leczenie nawrotów jest trudniejsze, a białaczka, na którą cierpi Franek jest lekooporna. Nasz syn musi mieć przeszczep szpiku, ale przedtem musimy okiełznać samą białaczkę – wyjaśnia Rafał Malko, tata chłopca.
W walce z białaczką pomóc może specjalistyczny, bardzo drogi lek najnowszej generacji. To Blinatumomab. 11 ampułek, które przyjąć musi mały pacjent, kosztuje 150 tysięcy złotych.
Lek celuje bezpośrednio w komórki rakowe i – co najważniejsze – nie niszczy przy tym zdrowych komórek ciała. – Badania wykazały, że typ białaczki, na którą cierpi Franek, z bardzo dużym prawdopodobieństwem da się zwalczać tym lekiem. Dlatego wiedzieliśmy, że musimy zrobić wszystko, by jak najszybciej zacząć go podawać naszemu synowi – mówi Dorota Cichosz-Malko, mama.
ARTYKUŁ I PROŚBA
Rodzice postanowili poprosić przyjaciół i ludzi dobrego serca o pomoc. Na stronie Fundacji Siepomaga pojawił się artykuł opisujący historię chłopca i prośba o wsparcie finansowe. I wtedy ruszyła lawina. Z godziny na godzinę w mediach społecznościowych zaczęło pojawiać się coraz więcej informacji o prośbie rodziców Franka.
– Pomogli nam przyjaciele z Trójmiasta, Polski i świata, którzy dzielili się historią Franka między sobą. Wykonali wielką pracę – dzięki ich zaangażowaniu nasz apel i prośba dotarły do ogromnej liczby osób, które zechciały pomóc – uśmiecha się mama chłopca.
Historia 7-latka na siepomaga.pl pojawiła się w czwartek. Tymczasem już w sobotę w nocy pasek oznaczający ilość zebranych środków wynosił 100 procent! Ludzie wpłacali różne sumy – od kilku złotych do kilkudziesięciu tysięcy.
– To nie może być tak, że pomogli nam tylko przyjaciele i znajomi. Pomogły nam osoby, których nie znamy, ale którym teraz z całego serca ogromnie dziękujemy. Miałem taką refleksję – włączam czasami telewizor, widzę, że jedni kłócą się z drugimi. I tak też jest w kraju – mamy różne poglądy, różny stosunek do wiary, jesteśmy po prostu bardzo różni. Ale gdy trzeba się zebrać, pomóc, zorganizować, wtedy potrafimy być razem, bez podziałów i działać z wielką siłą. Teraz to zadziałało. Dziękujemy! – mówi Rafał Malko.
W SZPITALU MOŻNA TEŻ…ŁAPAĆ POKEMONY
Franek jest zachwycony tym, jak wiele osób o nim myśli i chce mu pomóc. Na razie ma w szpitalu ręce pełne roboty… – Leżę w izolatce razem z Mariką. Wcale się nie nudzimy, bo codziennie atakujemy jej tatę. Zrobiłem rakietki, Marika ma ostry samolot. Dziabiemy jej tatę i dobrze się bawimy. Łapię też pokemony. A gdy wyzdrowieję to pójdę na basen, hopsalnię i będę grał w hokeja. Odwiedzę też wtedy moich kolegów ze szpitala – opowiada Franek.
Jeśli mały pacjent będzie miał obiecujące wyniki badań krwi, w połowie sierpnia rozpocznie się terapia lekiem. – Terapia potrwa 28 dni. Franek będzie non stop podłączony do lekarstwa. Udało nam się jednak wynegocjować z panią doktor, że co trzy dni, po zakończeniu ampułki, będziemy wychodzić na spacer. Dla niego to bardzo wiele, bo nie znosi być przypięty do czegokolwiek – mówi Dorota Cichosz-Malko.
– Ta akcja przerosła oczekiwania nas wszystkich. To aż jest nieprawdopodobne, jak ta historia i dobro dziecka przemówiło do ludzkich serc. Aktualnie mamy jeszcze u Franka parę rzeczy do wyleczenia. Wszystko po to, by w pełni sił mógł podjąć się tego leczenia – wyjaśnia Nina Irga-Jaworska, ordynator Oddziału Hematologii Dziecięcej Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku.
Franek ma już wytypowanego dawcę. Jeśli terapia zakończy się sukcesem, chłopiec pojedzie do Bydgoszczy, gdzie odbędzie się przeszczep szpiku kostnego.
Ewelina Potocka/amo