100 osób wzięło udział w szesnastej edycji Marszu Śledzia, chętnych było 10 razy więcej. Piesza wędrówka dnem Zatoki Puckiej w tym roku była nieco trudniejsza ze względu na wysoki stan wody – znacznie wyższy niż w roku ubiegłym.
Reporter Radia Gdańsk rozmawiał z tymi, którzy w Marszu Śledzia brali udział po raz pierwszy. Zapytał ich, czego się obawiali na starcie.
– Dystansu, czyli tego, czy wytrzymamy kondycyjnie. Nie wiedziałam, czy trzeba będzie dać z siebie wszystko – mówiła jedna ze startujących. – Czujemy się gotowi. Lata lecą, smugę cienia trzeba odsuwać – żartuje inny z uczestników marszu.
UCZESTNICY MUSIELI ZJEŚĆ SUROWĄ RYBĘ
Swojego zadowolenia z popularności imprezy nie krył Radosław Tyślewicz, pomysłodawca i organizator Marszu Śledzia.
– Parę lat temu trafiliśmy nawet do podręczników szkolnych, co mnie bardzo cieszy, bo to też było takim spełnieniem moich oczekiwań. Jako urodzony i wyedukowany w Gdyni nie wiedziałem, że taka mielizna istnieje. Cieszę się, że impreza organizowana przez nas przyczyniła się do tego, że dzieci w Polsce dowiedziały się czegoś ciekawego – mówi Tyślewicz.
Tradycyjnie wszyscy uczestnicy byli pasowani na „śledzia”, czyli musieli zjeść surową rybę i popić ją wodą morską.
Piotr Lessnau/puch