Najważniejszy podczas świąt jest drugi człowiek. Gdańscy dominikanie wiedzą to najlepiej. Od lat organizują wigilijne spotkanie dla prawie siedmiuset potrzebujących. Młodzież z duszpasterstwa akademickiego „Górka” i wolontariusze dzielili się dobrem z innymi. – Aż 50 młodych osób z duszpasterstwa akademickiego Górka przy gdańskich dominikanach przygotowywało to spotkanie prawie miesiąc – mówi ich opiekun, duszpasterz akademicki, ojciec Jacek Szymczak.
– Potrzebujący to ludzie, którzy nie mają domu, ale mają serca – mówi młoda studentka Akademii Muzycznej w Gdańsku należąca do duszpasterstwa akademickiego – Mają marzenia o rodzinnym spotkaniu. O rozmowie. O przyjaźni. Miłości. O ciepłym posiłku. A my chcemy to zauważyć. Są tu też tacy, którzy mają rodzinę, ale czują się w niej samotni. Tacy też tu do nas przychodzą. Co roku przygotowujemy wielodaniowe posiłki dla tych, którzy mają w życiu skromniej i mniej.
W hali pojawił się biskup pomocniczy archidiecezji gdańskiej Zbigniew Zieliński, rektor kościoła świętego Jana ksiądz Krzysztof Niedałtowski, jezuita ojciec Paweł Kowalski i przeor gdańskich dominikanów ojciec Maciej Okoński. Nad całością czuwał ojciec Jacek Szymczak, duszpasterz akademicki z kościoła św. Mikołaja w Gdańsku.
„JESTEŚMY TU DLA ATMOSFERY, NIE DLA DARMOWEGO POSIŁKU”
– Jestem szczęśliwa, że siedzę przy ludziach i nie płaczę. Pamiętam byłego arcybiskupa księdza Tadeusza Gocłowskiego, który zawsze tu z nami śpiewał kolędy. Dziś też my zaśpiewaliśmy dla niego „Wśród nocnej ciszy”. Był tu dziś z nami duchem – mówiła pani Wanda, 60-letnia bezdomna z Gdańska.
Pani Marta, matka sześciorga dzieci, na wigilii jest po raz 8: – Mam dom, ale chcę tu posiedzieć dla atmosfery. Nie jesteśmy bezdomni. Starcza nam jakoś od pierwszego do pierwszego. Przyszłam tu, żeby pobyć razem z innymi. Żeby pokazać dzieciom, że jest też inna strona życia. Nie ta „telewizyjna”, „uperfumowana”. Czujemy tu prawdziwą atmosferę rodzinną, jak w domu. Siedząc przy stole, rozmawiamy ze sobą. Nikt nie milczy. Nikt nie jest sam. Łamiąc się opłatkiem, jesteśmy blisko tych, którzy mają gorzej. Nikt nie patrzy na to, co jest na stole. Choć zawsze, co roku, jest ciepły bigos, barszcz. Nie to jest jednak w tym spotkaniu najistotniejsze. Mamy rodzinną wigilię, ale chcemy być na chwilę tutaj. Nie wszyscy ludzie, którzy tu siedzą, są ubodzy. Chcą być po prostu razem. Dzieci też poznają różne zachowania. Jestem tu dla więzi, nie dla darmowego posiłku. Chcę, by moje dzieci popatrzyły na skromniejszy obraz rzeczywistości.
BYŁY ŻYCZENIA DLA WSZYSTKICH RAZEM I DLA KAŻDEGO OSOBNO
Biskup, ksiądz i gdańscy zakonnicy łamali się opłatkiem z każdym uczestnikiem kolacji wigilijnej i składali sobie życzenia.
– Pozdrawiam was bardzo ciepło. Każdy z nas potrzebuje tego spotkania. Nie torebki z jedzeniem, ale rozmowy, spoczynku, zatrzymania się, zaśpiewania wspólnych kolęd. Dziękuję wam także za pamięć o śp. arcybiskupie Tadeuszu Gocłowskim naszym byłym metropolicie. Ta pamięć o nim pomoże nam spędzić to wydarzenie w wyjątkowym nastroju – mówił do zebranych w stoczniowych Kazamatach biskup Zbigniew Zieliński. – Arcybiskup „zasiada” obok nas. Gdzieś tam na nas patrzy. To okazja, by przypomnieć jego postać – dodawał biskup pomocniczy.
– Życzę wam, by dobra w waszym życiu było jak najwięcej, ale żebyście także wy potrafili się tym dobrem cieszyć. Każdy z nas może pomyśleć nie tylko o sobie, ale też o drugim człowieku. Życzę wam, byście wy wyszli stąd pełni dobrych pragnień i dzielenia się tym dobrem z innymi – dodał biskup Z. Zieliński.
– To dla mnie bardzo symboliczny wieczór. Odkryłem tu taką prawdę, że Jezus, gdyby się ponownie narodził, byłby tutaj. Bo tacy ludzie, jak ci tutaj, pierwsi Jezusa przyjęli. Ja tu jestem po to, by zobaczyć sens tego, co robię. Bóg przychodzi do mnie właśnie przez takich ludzi, których dziś tu gościmy. Wielokrotnie usłyszałem, że to są szczęśliwi ludzie. I to pomaga mi potem przez cały rok w mojej pracy.
Anna Rębas/puch