– Znakomity muzyk, wielki wizjoner, wspaniały przyjaciel – tak o zmarłym w sobotę Jerzym Koseli mówią jego przyjaciele. Urna z prochami współzałożyciela Czerwonych Gitar została złożona na cmentarzu w Gdyni Witominie.
W ostatniej drodze gitarzysty, kompozytora, współzałożyciela i pierwszego lidera „Czerwonych Gitar” uczestniczyło wiele osób. Żegnali go żona Jana Kras-Kosela, koledzy z zespołu, przyjaciele i fani. Ceremonia miała charakter świecki. Pożegnaniu towarzyszyły dźwięki przebojów, które Jerzy Kosela grał z Czerwonymi Gitarami, takie jak „Historia jednej znajomości” czy „Ave Maryja”.
Gdy kondukt pogrzebowy doszedł do kolumbarium, na miejscu przemawiali przyjaciele zmarłego muzyka. Zarówno prowadzący ceremonię jak i Jerzy Skrzypczyk, perkusista Czerwonych Gitar (który jest jedynym muzykiem, który gra w zespole nieprzerwanie) podkreślali, że zamysłem Jerzego Koseli było uczynienie z Czerwonych Gitar instytucji, w której nowi, młodzi muzycy będą zastępować starszych. Perkusista mówił, że udało mu się go zrealizować, czego dowodem jest wielopokoleniowy obecny skład grupy, która aktywnie koncertuje i nagrywa płyty.
Przemawiali również Krzysztof Dzikowski, autor tekstów wielu piosenek Czerwonych Gitar oraz fani. – Tegoroczna matura już bez ciebie – mówił jeden z nich, nawiązując do „Matury”, jednego z największych przebojów Czerwonych Gitar, do którego tekst napisał właśnie Jerzy Kosela.
JEGO ZASŁUGI SĄ NIEOCENIONE
„Spokojny, zrównoważony, niekrzyczący” takie są pierwsze skojarzenia Jerzego Skrzypczyka, perkusisty Czerwonych Gitar o zmarłym przyjacielu. – Jego zasługi dla zespołu Czerwone Gitary są nieocenione. Bez niego nie byłoby zespołu, taka jest prawda – podkreśla Jerzy Skrzypczyk w rozmowie z reporterem Radia Gdańsk. – On stworzył całą koncepcję, razem z Heńkiem Zomerskim (zmarłym kilka lat temu basistą, współzałożycielem Czerwonych Gitar – przyp. red.). Nie tylko Czerwone Gitary zawdzięczają mu egzystencję, ale też polskie społeczeństwo otrzymało wielką dawkę przebojów i pięknych piosenek.
CHODZIŁ SWOIMI ŚCIEŻKAMI
Jerzy Kosela pragnął, by Czerwone Gitary przetrwały założycieli, by były wielopokoleniową instytucją, w której będą pojawiać się młodzi muzycy, zastępujący starszych. – Niejednokrotnie dzieliliśmy z Jurasem pokój – wspomina Dariusz Olszewski, gitarzysta Czerwonych Gitar reprezentujący w zespole młodsze pokolenie. – Opowiadał mi całe mnóstwo historii, zabawnych i smutnych. Juras był trochę jak kot, on chodził swoimi ścieżkami, ale był dżentelmenem. To był bardzo zasadniczy człowiek. Miał określony swój świat i teraz widać tego efekty.
PRÓBOWAŁ ZMIENIAĆ ŚWIAT
W ceremonii pogrzebowej uczestniczył też Marcin Jacobson, promotor oraz menedżer wielu polskich zespołów rockowych. W rozmowie z reporterem Radia Gdańsk powiedział, że z Jerzym Koselą spotkał się na parę tygodni przed śmiercią muzyka. – Poznałem Jurka będąc nastolatkiem, gdy już nie grał w Czerwonych Gitarach. To był chyba klub u Jurasa, gdzie chodziliśmy na potańcówki. W momencie, gdy było mi naprawdę ciężko, bo zabrano mnie do wojska i siedziałem w jednostce karnej, to był dla mnie oparciem, które pozwoliło mi przetrwać to wojsko, za co jestem mu do końca życia wdzięczny – wspominał Marcin Jacobson.
Mówił również o wpływie Jerzego Koseli na polską muzykę. – Jurek miał nieprawdopodobnego nosa. Gdy założył Czerwone Gitary, poszedł do Franka Walickiego, na co on powiedział żeby wracał do Niebiesko-Czarnych. Był wizjonerem. Przez cały czas próbował ten świat naprawiać.
Jerzy Kosela w 2015 zawiesił aktywność sceniczną z powodów zdrowotnych. Ostatni koncert z zespołem Czerwone Gitary zagrał w listopadzie ubiegłego roku w gdańskiej Filharmonii Bałtyckiej w Gdańsku. Zmarł po ciężkiej chorobie 7 stycznia w Gdyni. Miał 74 lata.