Trójmiejski podróżnik Romuald Koperski przepłynął Ocean Atlantycki z Wysp Kanaryjskich do Wysp Karaibskich. Rejs został zakończony sukcesem – poinformowała na swoim profilu na Facebooku żona żeglarza Katarzyna Koperska. Koperski z przygodami płynął przez Atlantyk od października. W poniedziałek wieczorem na łodzi wiosłowej „Pianista” dopłynął do brzegu wyspy Tobago. Żeglarz jesienią wyruszył z Gdyni. Właściwy transatlantycki rejs rozpoczął z wyspy La Gomera. Pokonał ponad 3 tysiące mil morskich i dotarł do jednej z Wysp Karaibskich.
Wyprawę Koperski traktował jako trening przed planowaną przeprawą przez Pacyfik oraz okazję do zbiórki funduszy na rzecz młodych Polaków na Syberii. W 2013 roku żeglarz próbował opłynąć Pacyfik. Wtedy wyprawę musiał przerwać po 16 dniach.
DWIE NIEBEZPIECZNE WYWROTKI
Żeglarz dopłynął cały i zdrowy. Po wyjściu na brzeg poprosił o łyk piwa i makaron – opowiada Jacek Pietraszkiewicz, szef zespołu brzegowego wyprawy.
– Dopłynął w poniedziałek o godzinie 19.10 czasu uniwersalnego, czyli o 20.10 czasu polskiego. Zmieniała się pogoda, więc wszyscy byliśmy nerwowi, łącznie z Romkiem, gdzie tak naprawdę uda się łódkę skierować. Na trzech czwartych trasy wszystko działało, potem nastąpiły dwie niebezpiecznie wywrotki i zauważyliśmy, że nie działa radio, odpłynął śpiwór, wszystko było mokre.
Być może jeszcze w styczniu Roman Koperski wróci do Polski.
DRAMATYCZNY FINISZ
Tak jeszcze kilka dni temu pisał na portalu społecznościowym koordynujący rejs od strony technicznej Jacek Pietraszkiewicz:
„Trwa nierówna walka człowieka z oceanem. Dziś seria wymiany danych nawigacyjnych. Zmęczonemu Romualdowi Koperskiemu trudno jest teraz wiosłami pomóc prądowi, który miał go zanieść na Barbados. Doskwiera jednak brak żywności i obolałe ciało. Ostatnią porcję żywności zjadł kilka dni temu z nienaruszalnego zapasu ewakuacyjnego. Na szczęście działa odsalarka i ma wody pod dostatkiem. Zameldował, że w menu zostało mu zatem tyko sushi, bo sól zżarła palniki kochera. Nie ma zatem na pokładzie nic ciepłego.
Dwa dni temu Pianista powinien trafić w silny prąd, który miał go zanieść na Barbados. Dwa dni przed tym faktem Śmiałkowi wysłano kilka instrukcji nawigacyjnych. Gdy tylko poczuje, że prąd go zabiera, miał wyłożyć dryfkotwę, by ograniczyć znos Pianisty na zachód. Miał trzymać się wschodniej strony nurtu oceanicznej rzeki. Dziś w nocy okazało się, że wiadomość nie dotarła na pokład i Pianista płynie teraz w środku nurtu, lecz wiatr cały czas chce go wypchnąć z niego spychając na zachód.
Jutro wiatr bardzo osłabnie, a Romuald ma pomóc prądowi na wiosłach. Dziś po pokonaniu prawie 3000 mil, walczy zaledwie o 30-40 mil morskich na północ. Jeśli się nie uda, prąd zniesie go i minie Barbados zaledwie 40 mil na S od wyspy. Gdyby tak się stało, prąd może go skierować na zamieszkałą St. Lucia albo na niezamieszkałe wysepki archipelagi poniżej St.Vincent. To najgorszy scenariusz, bo wydłuża rejs o co najmniej kilka dni, które na tym etapie są jak tygodnie.”