Część radnych żąda, by magistrat wycofał się z tych planów, które w ich opinii sparaliżują, a nie upłynnią ruch – zwłaszcza w śródmieściu.
Wiceprezydent Słupska Marek Biernacki przekonuje, że brak zatoczek to najnowszy trend i ma wiele zalet. – Staramy się poprawiać komunikację miejską. Zwłaszcza na ruchliwych ulicach kierowcy autobusów skarżą się, że mają kłopoty z wyjechaniem z zatoki. Zatrzymywanie się na pasie ruchu moim zdaniem upłynni ruch, myślimy również nad wprowadzeniem buspasów i to moim zdaniem jest przyszłość. Trzeba o tym rozmawiać i będę przekonywał do takich rozwiązań – mówi.
„TO PARANOJA INTELEKTUALNA”
Trójka radnych już złożyła interpelacje w tej sprawie. Chcą, by urzędnicy wyjaśnili, w jaki sposób likwidacja zatok autobusowych ma poprawić przepustowość ulic. – Parę ładnych lat rządziłem tym miastem i całe życie inżynierowie tłumaczyli, by budować zatoki autobusowe. To powodowało, że autobusy na wąskich ulicach śródmieścia nie tamowały ruchu. Ja myślę, że ta nowa teoria upłynniania ruchu jest całkowicie oderwana od rzeczywistości. Może ja nie rozumiem idei smart city, ale ten plan jest zupełnie niezrozumiały. Rośnie liczna samochodów. To jakaś paranoja intelektualna, myślę, że komuś coś się zupełnie pomieszało – mówi Jerzy Mazurek, były prezydent Słupska, a obecnie radny.
NAJPIERW CZTERY ZATOCZKI
Na razie władze miasta chcą zlikwidować cztery zatoczki autobusowe na ulicach: Sienkiewicza, Tuwima oraz Armii Krajowej. Na Tuwima miasto ma kłopot z własnością terenu pod przystankiem, na Sienkiewicza i Armii Krajowej mieszkańcy skarżą się na hałas i zbyt małą odległość od budynków do zatoki autobusowej. Władze Słupska chcą okazję protestu wykorzystać i zatoki zlikwidować.
Przemysław Woś/mili