Wellaphy, czyli…polski Uber? „Tego nawet Hipokrates nie przewidział”

Hipokrates z Kos mawiał: „Żeby zachować ciało w dobrym zdrowiu, wodna kąpiel i masaż każdego dnia”. Dlaczego masaż jest lepszy niż pigułka? Czy Wellaphy ma szansę stać się polskim Uberem i dlaczego warto zainwestować w Grupę IT. Na te i inne pytania odpowiedzieli nam jej prezesi, Andrzej Belczak i Łukasz Żeligowski. Czym jest Wellaphy i skąd się wziął pomysł na aplikację?

Łukasz Żeligowski: Najprościej mówiąc – Wellaphy to aplikacja na telefon, dzięki której można zamówić szybko masaż prosto do domu. Idea Wellaphy jest tak naprawdę rozwiązaniem naszego własnego problemu. Wielokrotnie zdarzało się, że chcieliśmy skorzystać z usługi masażu i z różnych powodów nie mogliśmy tego zrobić. Ciężko jest na przykład umówić
się na dany termin, powiedzmy na tydzień, albo kilka dni do przodu. Zresztą, na tym polega cały nasz zamysł: po co umawiasię za tydzień, skoro relaksu czy ukojenia bólu potrzebuję dziś, teraz?

Andrzej Belczak: Kilkanaście lat temu zaczęły się moje problemy z bólem karku. Mój kolega polecił mi masażystę, a zabiegi bardzo mi pomagały. Niestety, ten masażysta wyjechał z Trójmiasta i zaczął się problem. Ból powrócił, ponieważ dużo czasu spędzam przy komputerze, zaczęły się też dolegliwości podczas prowadzenia samochodu. Nie byłem w stanie znaleźć odpowiedniego specjalisty. W dodatku nie chciałem iść do salonów masażu, znacznie bardziej komfortowo czuję się we własnym domu. Kolega polecił mi fizjoterapeutę ze Słupska, ale ja nie mam czasu tam jeździć, bo mieszkam w Gdyni. Efekt był taki, że przez wiele lat, chcąc umówić się na masaż, ani razu tego nie zrobiłem.

Wiele usług przenosi się do internetu, można je zamówić dzięki aplikacjom telefonicznym. Czy ta aplikacja jest odpowiedzią na zapotrzebowania rynku?

A.B.: Czasy się zmieniają. Wielu ludziom nie chce się dzwonić i umawiać. Jedna osoba odbierze, druga nie, trzecia oddzwoni po czterech godzinach. Dziś po prostu odpalamy aplikację i zamawiamy daną usługę. Taksówkę, jedzenie, bilet do kina, a teraz masaż. Jestem przekonany, że tak to będzie wyglądało w przyszłości, że ta specjalizacja usług mobilnych jeszcze będzie się rozwijać. Jak ma to wyglądać w przypadku Wellaphy? Wiem, że w domu będę za pół godziny, więc szukam dostępnych masażystów i od razu umawiam się z nimi u mnie w domu – to dla mnie najbardziej komfortowe miejsce, tam czuje się bezpiecznie.

Ł.Ż.: Takich pozytywnych aspektów jest więcej. Wygoda, przeniesienie do internetu, brak potrzeby dzwonienia, brak potrzeby dodatkowego wyszukiwania – to wszystko załatwia za nas system. Poza tym, my jesteśmy zafascynowani tą ideą rozwoju sektoru usług. Powstał już nawet termin – uberyzacja gospodarki. Uber jest tu świetnym przykładem: mam samochód, mam wolne, to czemu go nie używać i dodatkowo na tym nie zarobić?

Mogę świadczyć usługi bez podpisywania kontraktu na pracę od 8 do 16. To nie jest moje główne źródło utrzymania, ale przychodzi chwila, kiedy chcę i mogę popracować, więc loguję się do systemu. Tak samo działa Wellaphy. Jestem masażystą, pracuję w salonie, klubie sportowym czy gabinecie fizjoterapeutycznym. Wracam do domu, ale czuję, że gdyby nadarzyła się okazja, to chętnie bym popracował. Loguję się do systemu, nie przerywam swoich czynności. Pojawia się zlecenie, a ja jestem u klienta w ciągu godziny.

W jaki sposób dotarliście do pracujących w Wellaphy masażystów, fizjoterapeutów i rehabilitantów i jak ich weryfikujecie?

Ł.Ż.: Jak już wpadliśmy na pomysł aplikacji, zaczęliśmy tę ideę weryfikować, rozmawiając z przedstawicielami tych zawodów. Jedną z takich osób był Marek Barna, wykładowca na GUMedzie, fizjoterapeuta z pasji i powołania. Stwierdził, że to super pomysł. Środowisko na ideę zareagowało bardzo pozytywnie, zaczęły się do nas zgłaszać kolejne osoby. Najtrudniej było znaleźć pierwszych dziesięciu, teraz mamy ich już blisko dwustu i codziennie przybywają nowi. I to nie tylko z Trójmiasta! Weryfikujemy ich na podstawie kwalifikacji zawodowych. To jest pierwszy, formalny poziom. Certyfikaty, ukończone kursy. Doświadczenie. Zdecydowana większość z nich to fizjoterapeuci. Poza tym robimy jeszcze wywiad, żeby przekonać się czy to osoba godna zaufania, sympatyczna, pasująca do naszego zespołu pod względem charakterologicznym.

A.B: Trzeba też przyznać, że mamy tu świetną lokalizację, dwie uczelnie kształcące w tym kierunku: GUMed i AWFiS. Na razie usługą, na której chcemy się skupić jest masaż, ale w przyszłości myślimy też o rozszerzeniu aplikacji o wyszukiwanie usług rehabilitacji lub terapii manualnej, żeby klienci mogli w pełni korzystać z umiejętności naszych specjalistów.

Wiemy już, że nie będzie problemu z wykonawcami usług. A klienci? Dysponują Panowie danymi?

A.B.: Niestety w Polsce nie mamy takich wiarygodnych badań dotyczących tych usług, ale dzięki naszej aplikacji na pewno z czasem będzie łatwo to zmierzyć. Chcemy też dotrzeć do tych ludzi, którzy dotychczas nie zamawiali masażu. W Stanach Zjednoczonych rynek masażystów szacowany jest na 13 miliardów dolarów, Unia Europejska – 10 miliardów, a Polska prawdopodobnie około 200 milionów dolarów. Taki jest stan na dzisiaj, my natomiast liczymy na osoby, które nie miały jeszcze okazji skorzystać z takich usług, albo chciały, ale nie bardzo wiedziały jak się za to zabrać.

Masaż uchodzi za luksus również ze względu na cenę. Wizyta w Centrum SPA czy salonie masażu oznacza często wydatek 100-200zł. Jak to jest w Wellaphy?

Ł.Ż.: Cena czyni cuda, to prawda. Długo zastanawialiśmy się nad tym, jak zbudować cennik usług. Po rozmowach z klientami i z masażystami postanowiliśmy postawić na jedną stawkę: 80zł za godzinę masażu. Jest to zdecydowanie taniej niż w salonach, a do tego usługa jest wykonywana u nas w domu – nie musimy tracić czasu na dojazd, czekanie w kolejce, etc. Liczymy, że taka cena spowoduje, że usługa stanie się powszechnie dostępna.

A.B.: Z punktu widzenia masażysty ta cena też jest odpowiednia. Wellaphy eliminuje koszt utrzymania salonu i innych pośredników. Na samym końcu masażysta i tak otrzymuje więcej za wykonanie usługi niż pracując w salonie czy sanatorium.

Polska znajduje się na czele smutnego europejskiego rankingu – bardzo często sięgamy po wszelkiego rodzaju środki farmakologiczne. Tabletki przeciwbólowe, różnego rodzaju suplementy diety są dla nas rozwiązaniem problemów. Czy masaż to jakaś alternatywa?

Ł.Ż.: Mamy nawet takie hasło: „Hipokrates z Kos mówił żeby zachować ciało w dobrym zdrowiu, wodna kąpiel i masaż każdego dnia”. Zapomnieliśmy o masażu. Tym czasem to, co było używane przez pokolenia jest naprawdę skuteczne i działa. W obecnym, pędzącym świecie, pełnym bodźców, stresu i trudnych decyzji taki masaż na pewno lepiej się sprawdzi niż kolejna, dodatkowa tabletka.

A.B.: Ludzie biorą tabletki, nie szukając innych sposobów. Tymczasem pigułka nie leczy bólu, sprawia tylko, że przez jakiś czas go nie odczuwamy. Źródło bólu pozostaje, stany zapalne nie ustają. Ludzie, którzy z nami współpracują, fizjoterapeuci, pasjonaci, odczuwają radość z tego, że dzięki własnej wiedzy, własnym umiejętnościom potrafią komuś przynieść ulgę. Czasem nawet odmienić życie.

Szukacie inwestorów w projekt Wellaphy?

Ł.Ż.: Szukamy. Sami nie jesteśmy w stanie udźwignąć bardzo szybkiej ekspansji, którą planujemy.

A.B.: Grupa IT jest firmą informatyczną zatrudniającą 30 osób. Świadczymy usługi na całym świecie. Wellaphy jest naszym autorskim projektem, w który zainwestowaliśmy już ponad milion złotych. Inwestor mógłby pomóc nam w „zdobyciu” kolejnych miast Polskich, a także w ekspansji na stolice europejskie, myślimy tu o Berlinie, Londynie i Sztokholmie. Na dzień dzisiejszy jesteśmy na etapie poszukiwania kapitału ze źródeł polskich lub europejskich.

Ł.Ż.: Widzimy potencjał, żeby rozwinąć się bardzo dynamicznie i uważamy, że powinniśmy działać szybko. Zresztą ten zespół 30 osób już dziś jest przygotowany na to organizacyjnie. Wiemy jak operuje się na rynkach zagranicznych, także pod względem marketingowym, mamy w tym wieloletnie doświadczenie, wiemy, na jakie niuanse należy uważać. Jako firma operujemy też jedenastoma językami.

A.B.: Na rynku usług masażu dużo się ostatnio dzieje. Jak na razie głównie za oceanem. W 2016 roku dwie firmy działające w podobnym modelu zdobyły łącznie ok. 50mln USD inwestycji i dokonały akwizycji mniejszych firm. To świadczy o tym, że potencjał jest i nie tylko my go widzimy. Tylko czeka, aż te firmy będą chciały wejść na rynek europejski.

ARTYKUŁ SPONSOROWANY

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj