Były szef NFZ: Likwidacja Funduszu to tylko wymiana szyldu. Ważniejsze dla pacjenta będą inne zmiany [WYWIAD]

Jakie znaczenie dla pacjentów będzie miała likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia? O tym z byłym prezesem NFZ dr Tadeusz Jędrzejczykiem, lekarzem z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, specjalistą zdrowia publicznego, rozmawia Joanna Matuszewska. Joanna Matuszewska: Czy likwidacja NFZ będzie Pana zdaniem miała jakieś realne skutki dla pacjentów?

dr Tadeusz Jędrzejczyk: Jeśli uważnie przeczyta się dokumenty dotyczące planowanych zmian to widać, że tak naprawdę o likwidacji NFZ nie ma mowy, w tym zwłaszcza oddziałów na poziomie wojewódzkim. Po pierwsze w tych informacjach jest napisane, że Wojewódzkie Urzędy ds. Zdrowia, które powstaną, będą „przy wojewodzie”. Oznacza to, że będą to jednak instytucje odrębne od urzędu wojewódzkiego, wprost wojewodzie nie podlegające. Tak wynika z założeń, które na razie wciąż nie są formalnym projektem założeń do ustawy lub samej ustawy.

Po drugie niezależnie jak nazwiemy instytucję, to ktoś tymi pieniędzmi przeznaczonymi na zdrowie będzie musiał zarządzać, w ten czy inny sposób. Ktoś musi rozliczać środki, które trafiają do przychodni i szpitali, więc organizacja publicznego płatnika nie zniknie. W związku z tym przewiduję, że na poziomie województwa prawdopodobnie niewiele się zmieni. Urząd będzie w tym samym budynku i będzie pracować podobnie jak dotychczas.

JM: Jakich zmian możemy się w takim razie spodziewać?

TJ: Całość nie wygląda na głęboką reformę instytucjonalną. Moim zdaniem to będzie zmiana szyldów. Nie wydaje się to do końca logicznie, bo mamy mieć Narodową Służbę Zdrowia, co jest tłumaczone jako powszechne, obywatelskie prawo do świadczeń zdrowotnych. Jednak bez pieniędzy to wszystko nie może działać i ktoś tymi funduszami będzie musiał zarządzać.

Jeśli będzie to robić Ministerstwo Zdrowia przy pomocy Wojewódzkich Urzędów ds. Zdrowia, to w praktyce zmieni się tyle, że faktyczne decyzje będą podejmowane na poziomie centralnym przez jednego z wiceministrów. Na poziomie oddziału nadal decyzje należeć będą do dyrektora powoływanego przez ministra zdrowia. Czyli nastąpi zmiana szyldów i odrobiny kompetencji.

JM: Z punktu widzenia pacjenta będą zmiany bezpośrednio go dotyczące?

TJ: Nie, jeśli chodzi o zmiany organizacyjne i kompetencji samego płatnika, bo nie mają one dla ludzi istotnego znaczenia i nie będą w żaden sposób utrudniać im życia. Teoretycznie powszechne prawo do świadczeń mogłoby to życie ułatwić niektórym, obecnie nieubezpieczonym. W praktyce jest ono potrzebne w zasadzie jedynie osobom niewiele zarabiającym na podstawie umów o dzieło. Ta grupa maleje, w dodatku Państwowa Inspekcja Pracy masowo delegalizuje tego typu umowy, jako omijanie prawa.

Jednocześnie takie rozwiązanie może rodzić kolejny problem, dotyczący Polaków pracujących w UE (i EFTA, tj np. Norwegii). Te osoby generalnie korzystały w Polsce ze świadczeń za pieniądze instytucji ubezpieczających z krajów, gdzie pracują. Teraz mając łatwy darmowy tytuł, niekoniecznie będą chciały pokonywać problemy biurokratyczne i raczej powołają się na „obywatelski tytuł”, co oczywiście ograniczy napływ środków z innych krajów do polskiego systemu.

Natomiast zupełnie inaczej może być w przypadku zmian proponowanych w projekcie ustawy o podstawowej opiece zdrowotnej (POZ) i w dostępie do lekarzy specjalistów. Ta część reformy może mieć istotne znaczenie, bo lekarze rodzinni mają pracować w ramach tzw. opieki koordynowanej.

Oznacza to, że w większym zakresie zajmować będą się pacjentami np. przewlekle chorymi. Czyli osoba do tej pory lecząca się na stałe u lekarza kardiologa w ramach systemu ubezpieczenia zdrowotnego, będzie mogła skorzystać z jego pomocy tylko, jeśli lekarz rodzinny wyśle ją na konsultację. Każda taka konsultacja będzie wymagała odrębnego skierowania. Obecnie skierowanie jest ważne rok i na jego podstawie można wielokrotnie odbywać wizyty u specjalisty.

JM: Z czym pacjenci mogą mieć największe problemy?

TJ: Moim zdaniem z poznaniem nowych reguł. Proponowane zmiany trzeba zaplanować na dłuższy okres czasu i wprowadzać je etapami. Wzrost kompetencji lekarza rodzinnego nie jest złą propozycją, ale błędem byłoby gwałtowne zmniejszenie pieniędzy na specjalistykę. W tej chwili u lekarzy specjalistów leczy się cała masa pacjentów i zmniejszenie tych środków powinno następować powoli.

Pacjenci są przyzwyczajeni do tej ścieżki leczenia a nagłe przekazanie ich do lekarzy rodzinnych, często także bardzo przeciążonych, nie przyniesie pozytywnego skutku, a wywoła tylko zmieszanie. Poprzez takie działanie pogorszyć może się dostępność do opieki i jej jakości. Z drugiej strony może być ona dostępna, ale w znacznym zakresie tylko prywatnie. Ten proces jeszcze się pogłębi, bo mamy z nim do czynienia już teraz i tu z punktu widzenia pacjenta moim zdaniem jest największe zagrożenie.

Oczywiście do końca nie jest jeszcze jasne, jak to będzie wdrażane. Z jednej strony jest projekt ustawy, która też nie przesądza jeszcze wszystkiego, bo cały szereg konkretnych zmian wprowadza się rozporządzeniami ministra i samymi zasadami rozliczania świadczeń, które wciąż pozostają w kompetencji prezesa NFZ.

JM: Jak Pana zdaniem można zminimalizować negatywne skutki?

TJ: Dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie pilotażu i sprawdzenie, jak zmiany wyglądają w praktyce. Działający od 2015 roku tzw. pakiet onkologiczny był krytykowany właśnie za szybkie wdrażanie, bez pilotażu. A przypomnę, że od uchwalenia ustawy przez parlament do jej wejścia w życie, było prawie pół roku, a i tak tego czasu było w praktyce za mało.

Nie chodziło przy tym nawet o administrację, ale o szpitale, które dopiero po 3-4 miesiącach nauczyły się działać w jego ramach. Dobrze byłoby wdrożyć zmiany w ramach pilotażu i to byłaby dobra wiadomość, bo najpierw przetestujemy czy rozwiązanie działa, a potem je wprowadzimy.

JM: Obecnie to NFZ decyduje, ile pieniędzy szpitale mogą przeznaczać na konkretne procedury medyczne. Po likwidacji Funduszu i wejściu w życie tzw. ustawy o sieci szpitali, pieniądze będą przekazywane ryczałtem. Czy niesie to Pana zdaniem jakieś zagrożenia?

TJ: Do szpitala nadal co miesiąc będzie wpływać 1/12 należności, ale nie wynikającej z kontraktu jak dotychczas, a właśnie z ustalonego przez NFZ ryczałtu. To nie jest jakaś zasadnicza zmiana. Z zapowiedzi wynika, że aktywność szpitali dotycząca wydawania tych pieniędzy, ma być również nadal monitorowana.

Na tej podstawie, czyli wykonanych procedur hospitalizacji, będą renegocjacje ryczałtu po kolejnym roku działalności. Więc teoretycznie istnieje mechanizm zabezpieczający, żeby nie demotywować szpitali do pracy.

JM: Czy w szpitalach będzie większa możliwość przepływu pieniędzy między oddziałami? Jeśli któryś będzie miał mniej pacjentów, to będzie można pieniądze przekazać tam, gdzie chorych jest więcej?

TJ: To rzeczywiście będzie możliwe, ale w określonych ramach czasowych. Zniknie też pojęcie „nadwykonania”. Co prawda będzie ryczałtowa kwota, ale szpital nie będzie mógł powiedzieć, że zrobiono coś ponad limit.

Chociaż z drugiej strony część procedur, np. pakiet onkologiczny, operacje zaćmy, zawały czy endoprotezoplastyka, nadal będą finansowane zadaniowo. Tam płacone będzie za wykonane zabiegi. Oznacza to, że nowy system będzie tak naprawdę mieszany.

JM: Zmieni to znacząco dostęp do leczenia?

TJ: Wszystko rozbija się o pieniądze. Od połowy roku ma być jeszcze zmiana wyceny punktów. Trzeba pamiętać, że część procedur została już skorygowana w dół. Czyli część z nich pozbawiona została marży, co dla szpitali jest pewnym kłopotem.

Z punktu widzenia placówki wyglądało to wcześniej tak, że dobrze np. zarabiająca kardiologia utrzymywała kilka mniej rentownych oddziałów. W związku ze zmianami, które już zaszły w tym zakresie, teraz wszyscy czekają na korektę i nowe wyceny punktów.

JM: Co Pan poradziłby osobie obecnie kierującej Narodowym Funduszem Zdrowia?

TJ: Nie zazdroszczę jej. Wyobrażam sobie, jak trudne ma przed sobą zadania, zważywszy na perspektywę likwidacyjną. Oznacza to, że wielu pracowników, zwłaszcza specjalistów, których na rynku pracy nie ma zbyt wielu, pewnie już w tej chwili szuka pracy.

Na pewno w Funduszu będzie reorganizacja, a to zawsze wiąże się z konfliktami i mniejszą efektywnością pracy. Dlatego uważam, że obecnie pełniący obowiązki prezesa NFZ Andrzej Jacyna miał rację, żeby z reorganizacją płatnika poczekać do momentu pełnego wdrożenia ustawy o sieci szpitali i POZ, co zajmie minimum rok czasu.

JM: Dziękuję za rozmowę.
Tadeusz Jędrzejczyk jest lekarzem, doktorem nauk medycznych. Ma specjalizacje z zakresu medycyny społecznej, organizacji ochrony zdrowia i zdrowia publicznego. W latach 2008-2009 był zastępcą dyrektora ds. medycznych Pomorskiego Oddziału Wojewódzkiego NFZ. Następnie od 2010 do 2013 roku był zastępcą dyrektora naczelnego ds. lecznictwa Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku.

W październiku 2013 r. został dyrektorem pomorskiego oddziału Funduszu, a w czerwcu 2014 r. prezesem NFZ na wniosek ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza. Ze stanowiska został odwołany w marcu 2016 roku przez ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła.

Joanna Matuszewska
Napisz do autorki: j.matuszewska@radiogdansk.pl

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj