Do Radia Gdańsk zadzwoniła słuchaczka, alarmując, że na terenie jednej z firm przy Trakcie Świętego Wojciecha w Gdańsku znajduje się ranny jelonek. – Dzwoniłam już wszędzie, nikt nie chciał udzielić mi pomocy. Byłam odsyłana od drzwi do drzwi – relacjonuje Grażyna Zbrzeźniak.
AKTUALIZACJA 15:30
Na posesję przyjechał Eko Patrol, który w porozumieniu z miejskim myśliwym zabrał zwierzę z terenu firmy.
Łukasz Bartosik, podinspektor Wydziału Zarządzania Kryzysowego powiedział, że jeleń został pochwycony i wywieziony z posesji ciężarówką około 15:30 oraz wypuszczone na wolność przez miejski Eko Patrol.
Słuchaczka przekonuje, że z okien firmy widać krew na ziemi. – Myślę, że mógł zranić się, kiedy przez 1,5 godziny próbował przeskoczyć płot. Potem opadł z sił – uważa słuchaczka.
– Zwierzę nie było poważnie ranne, bo w takim przypadku zostałoby zabrane do lecznicy – zapewnia Michał Piotrowski z referatu prasowego Urzędu Miejskiego w Gdańsku.
Z KWITKIEM
Najpierw pani Grażyna zadzwoniła do Straży Miejskiej. Tam kazano jej dzwonić do Centrum Zarządzania Kryzysowego, gdzie usłyszała, że jeleń sam wróci do domu i że informacje o błąkającym się po Oruni zwierzęciu napływają od rana. Następne telefony były do Pomorskiego Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Ostoja” i inżyniera miasta.
– Wszyscy odprawiali mnie z kwitkiem i przekierowywali do kolejnych osób i instytucji. W końcu usłyszałam, że zwierzę poradzi sobie samo, a ja mam jedynie otworzyć bramę, żeby mogło wyjść. Nie chciałam tego zrobić, bo nasza firma mieści się przy bardzo ruchliwej drodze i jeleń wybiegłby prosto pod sznur samochodów – mówi pani Grażyna. – W końcu kolega zatrzymał patrol Straży Miejskiej, który przejeżdżał obok naszej firmy i poprosił o pomoc. Dwóch strażników wjechało na naszą posesję i poinformowało, że zgłaszają sprawę odpowiednim organom.
PRZEKAZANIE W RĘCE MYŚLIWEGO
Skontaktowaliśmy się z rzecznikiem Straży Miejskiej, który potwierdza, że na miejscu zjawił się patrol. – Na posesji był młody jeleń. Zgodnie z procedurami, przekazaliśmy sprawę dyżurnemu myśliwemu – mówi Wojciech Siółkowski.
– Miejski myśliwy ocenił, że zwierzęciu trzeba dać czas, a kiedy wieczorem zmniejszy się ruch, wypuścić. Chcieliśmy uniknąć oddawania strzałów, by uśpić je na terenie gęsto zabudowanym – dodał w rozmowie z Radiem Gdańsk Tadeusz Bukontt, dyrektor gdańskiego Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego.
Poniższy schemat pochodzi ze strony Urzędu Miasta w Gdańsku. Pokazuje, gdzie zgłaszać problemy z dzikimi zwierzętami na terenie miasta.
Anna Moczydłowska