Dwadzieścia kobiet wróciło do Gdańska na pokładzie gdańskiego żaglowca „Generał Zaruski” z rejsu na Hel. – Chcemy normalnie żyć po chorobie nowotworowej, a ta przygoda w ramach Akademii Walki z Rakiem stwarza takie możliwości – mówią uczestniczki.
Środki na rejs zbierały dwie chore na raka kobiety animatorki. Anna Kazimierczak i Violetta Wensierska chciały zwrócić uwagę społeczeństwa na potrzeby osób wracających do codzienności po chorobie nowotworowej. – To one zebrały pieniądze na rejs. Udało się go zorganizować dzięki hojności sponsorów, którym wszystkie rejsowiczki serdecznie dziękują.
– Płynąc w ten rejs chcemy pokazać, że jesteśmy i że potrzebujemy takich wypraw. Podobnie jak wsparcia po chorobie – mówi pani Agnieszka, jedna z uczestniczek.
STAWIAĆ SIĘ CHOROBIE
– Jesteśmy normalne, mocne babki. Potrafimy stawiać żagle i „stawiać się chorobie”, wstawać o czwartej, by obejrzeć wschód słońca i się powygłupiać.
– Płynąc z dziewczynami w różnym wieku, z tym samym problemem na głowie, czułyśmy się jak jedna rodzina – dodaje Ania.
-Są wśród nas takie, które dwa dni przed rejsem jeszcze miały chemioterapię. I co? Zaraz po zdecydowały się popłynąć. Bałyśmy się, a jakże. Ale popłynęłyśmy. Nikt nie wie, kiedy może przyjść najgorsze. Dlatego chcemy żyć, spotykać się na takich imprezach. Grać na gitarze, płynąć pod wiatr. Nigdy z wiatrem – dodaje inna uczestniczka walki z rakiem
– Trochę edukacji morskiej, trochę kulinarnej, trochę aktywności fizycznej – wszystko dla zdrowia – mówi Maria Fall- Ławryniuk.
Choroby morskiej nie było, ale w drodze powrotnej naprawdę bujało. Przywiązywałyśmy się linami, naczynia potłuczone, ale wrażeń pełno. To wspaniałe dzielne kobiety. Każda ma inny charakter, inny temperament i innego raka. Wszystkie się odnalazły podczas tego rejsu – dodaje Magda Małkowska z Fundacji Hospicyjnej. – Mnie trochę ta choroba dopadła, ale dałam radę. Pokonałam bujanie.
WSCHÓD SŁOŃCA
– Na Helu zwiedziłyśmy fokarium, zjadłyśmy obiad, pospacerowałyśmy, wiele z nas było w tym miejscu 20, 30 lat temu. O chorobie nowotworowej podczas tego rejsu nie rozmawiałyśmy. Ten temat jest z nami na co dzień. Wysłuchałyśmy także wspaniałego koncertu pod gwiazdami na przedziwny instrumencie, na którym grała jedna z uczestniczek rejsu. A punktualnie o 4.07 obejrzałyśmy wschód słońca. Wieczorem nastawiłyśmy budzik i nie było zmiłuj. Trzeba było wstać i wyjść na pokład. Padła komenda „na pokład”, a potem w nagrodę wspaniała herbata. To jest to na co czekałyśmy – opowiada Maria Fall-Ławryniuk – opiekunka duchowa i merytoryczna rejsu.
PEŁEN PROFESJONALIZM
– Dziękujemy panu kapitanowi Jerzemu Jaszczukowi z gen. Zaruskiego za to, że nas traktował jak ojciec lub brat. Męska załoga, pełen profesjonalizm – dodają kobiety z Akademii Walki z Rakiem.
– Dla mnie to też była lekcja. Jestem poruszony tym rejsem. Bo tu panie pokazały, że są pełne entuzjazmu. Pełne życia. Tryskają energią. Myślę,że gdyby wypłynęły na dłuższy rejs, poznałyby inne oblicze morza – mówił kpt J. Jaszczuk.
Anna Rębas/mar