– Połamane słupy, pozrywane linie, uszkodzone transformatory… Ja nie jestem elektrykiem, ale z punktu widzenia laika – to na pewno nie jest kwestia 2-3 dni – mówi nam strażak.
Brygadier Tomasz Klinkosz – komendant powiatowy Straży Pożarnej w Kościerzynie ocenił rozmiar strat po piątkowej nawałnicy. Spotkaliśmy się z nim w Trzebuniu (powiat kościerski) – jednej z miejscowości najbardziej dotkniętych nawałnicą.
JESZCZE DUŻO PRACY
Mimo że od piątkowej nawałnicy minęło kilka dni, sytuacja wciąż nie jest opanowana. – Zostało jeszcze mnóstwo rzeczy do zrobienia, między innymi przetarcie szlaków komunikacyjnych. Do tej pory zrobiliśmy tak, by do każdego domu był przynajmniej jeden dojazd, ale poboczne dróżki nie zostały jeszcze ruszone. Musimy jeszcze zabezpieczyć domy, z których zerwało dachy, bo w każdej chwili może spaść deszcz. Jest problem z prądem, jest problem z wodą i jest problem ze ściekami. Ogólnie jest problem z normalnym funkcjonowaniem mieszkańców – mówił strażak.
Tomasz Klinkosz porównywał sytuację w Trzebuniu do tej, jaka w piątek była na krajowej „20” na wyjeździe z Kościerzyny. Tam na ulice spadły drzewa, uszkodzone zostały samochody. – Wtedy myśleliśmy, że tam jest tragedia. Ale w porównaniu z tym, co zastaliśmy w Trzebuniu… To w Kościerzynie jest sanatorium! Tam niewiele złego się stało. A tu – kataklizm. Miejscowość praktycznie nie funkcjonuje – opisywał Tomasz Klinkosz.
CIĄGŁA PRACA
Strażacy bez przerwy pracują od piątkowego wieczora. – Z piątku na sobotę pracowaliśmy przez całą noc i przez cały dzień. Teraz, gdy zmierzcha kończymy prace wycinkowe z troski o bezpieczeństwo strażaków oraz w celu regeneracji sił. Rano pracujemy tym, co mamy na terenie powiatu, a także ściągamy dodatkowe siły z innych powiatów. W poniedziałek dostaniemy z zewnątrz 10-15 wozów. Wszystkie będą miały zajęcie – mówił komendant.
– Najbardziej niebezpieczne sytuacje to te, kiedy ktoś w domu ma np. respirator lub inne urządzenie, od którego zależy jego zdrowie. Ale są też sytuacje, kiedy gospodarz ma kilkaset sztuk bydła i hydrofor, ale nie może pracować. I tym zajmują się strażacy – jadą na miejsce i udostępniają agregat prądotwórczy. Wozimy też wodę – dodawał.
„TO NIE JEST KWESTIA 2-3 DNI”
Mieszkańcy Trzebunia i okolic są zmartwieni brakiem prądów, w wielu miejscach nie ma również wody. – Jak rozejrzymy się, to zobaczymy całkowicie zniszczoną infrastrukturę związaną z elektryką… To nie jest kwestia spadnięcia gałązki czy drzewa. To całe trakty energetyczne kompletnie zniszczone. Nie są do naprawy, tylko do odbudowy. Połamane słupy, pozrywane linie, uszkodzone transformatory… Ja nie jestem elektrykiem, ale z punktu widzenia laika – to na pewno nie jest kwestia 2-3 dni – mówił Tomasz Klinkosz.
Sprzątanie po nawałnicy zajmie mnóstwo czasu. – To kwestia tygodni, niestety. Na razie zajmujemy się tym, co zagraża życiu i normalnemu funkcjonowaniu. Później przejdziemy do etapu sprzątania tych rzeczy, które nikomu nie przeszkadzają, tylko brzydko wyglądają. To potrwa kilka tygodni. A sprzątanie w lasach? To już miesiące albo i lata – stwierdził.
Grzegorz Armatowski/mili