Kłopoty MZK w Słupsku. Brakuje pracowników. „W piątek jedna czwarta załogi nie przyszła do pracy”

1 września słupski przewoźnik nie zrealizował wielu kursów, bo zabrakło kierowców. Część kadry była na urlopach, kilku kierowców poszło na zwolnienia lekarskie, inni wzięli urlopy na żądanie. Efekt? Na ulice nie wyjechało 10 procent zaplanowanych kursów. Zarząd Miejskiego Zakładu Komunikacji w Słupsku uspokaja, że to była jednorazowa sytuacja i wszystko jest już pod kontrolą. Zupełnie inaczej wyglądało to w piątek, gdy w pracy nie pojawiło się ponad 30 ze 127 zatrudnionych w MZK kierowców. Wiele autobusów nie wyjechało na stałe trasy. Mieszkańcy czekali na swoje linie, ale autobusy nie przyjeżdżały.

MZK PRZEPRASZA

– Ponad 30 osób, czyli jedna czwarta załogi nie była w pracy. Taka sytuacja miała miejsce w piątek, za co bardzo przepraszamy naszych pasażerów i myślę, że taka sytuacja już nie będzie miała miejsca – zapewnia Anna Szurek, prezes MZK w Słupsku.

Miejski Zakład Komunikacji nie ukrywa, że ma problemy z rekrutacją nowych kierowców. Wielu doświadczonych pracowników odchodzi na emeryturę lub do konkurencyjnych firm, a młodych nie przybywa. Wielu odstrasza koszt zrobienia prawa jazdy, który wynosi około 12 tysięcy złotych. Do tego zarobki na poziomie około 3 tysięcy złotych nie wszystkich mogą zachęcać.

– Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę. Młodzi nie chcą jeździć na autobusach. To nerwowa praca. Ja przerabiam dziennie około 250 przystanków. To tłum ludzi, bardzo różnych i nie zawsze jest miło – mówił jeden z kierowców MZK w Słupsku. – Wielu kierowców odchodzi do firm międzynarodowych, gdzie są dużo większe zarobki. My takich zarobków nie jesteśmy w stanie zaoferować. Optymalizujemy w firmie koszty, bo tak wymaga od nas polityka miasta i polityka spółki – dodaje prezes MZK.

BĘDZIE KARA DLA MIEJSKIEGO PRZEWOŹNIKA

Zarząd Infrastruktury Miejskiej w Słupsku zapowiedział, że zgodnie z podpisaną umową z MZK, za niezrealizowanie części zaplanowanych kursów, przewoźnik zapłaci karę w wysokości kilkunastu tysięcy złotych.

– To będzie dotkliwa kara. Umowa jest tak skonstruowana, aby przewoźnika zmobilizować do tego, aby wykonywał pełną usługę przewozową w jak najlepszej jakości. Chcemy do tego właśnie dążyć. Mamy nadzieję, że to był ostatni raz, kiedy podobna sytuacja miała miejsce – mówił Marcin Grzybiński z ZIM-u. – Stan ludzi jest na styk. Spółka prowadzi racjonalizację kosztów w każdym aspekcie i to jest konsekwencja, że jeśli jedziemy po bandzie, to możemy się gdzieś wyłożyć – dodaje Grzybiński.

Paweł Drożdż/mar

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj