Nietuzinkowa załoga Zawiszy Czarnego. „Po takiej chorobie, ten rejs to pestka!” [ZDJĘCIA]

onkorejs liny

Na Zawiszy Czarnym 28 osób chorych na nowotwory, w tym osoby niepełnosprawne, popłynęło do Karlskrony. Chcą pokazać, że nawet w trakcie chemioterapii nie potrzebują taryfy ulgowej. – Są woda, wiatr, słońce. Cieszymy się swoim życiem. Nawet z ciężką chorobą – mówią uczestnicy rejsu.

Już czwarty raz chorzy na nowotwory płyną w taki rejs. Na pokładzie Zawiszy Czarnego w Gdyni spotkali się pacjenci oddziałów onkologicznych z całej Polski. Rejs z Gdyni do Karlskrony to, jak mówią, terapia, mierzenie się ze słabościami i ze strachem przed żywiołem, jakim jest morze.

RAK TO NIE WYROK
 
– To jest cudowna banda wariatów – tak ocenia swoje podopieczne oficer pierwszej warty Helena Malangiewicz z Zawiszy Czarnego. – Pierwszy raz płynę z Onkorejsem. Widzę, że oni wszyscy przyjechali tu po to, by pokazać, że rak to nie wyrok.

Hania, Dorota, Lila, Magda, Marta, Kasia, Anka, Asia, Michał… Na pokład weszli ludzie z całej Polski – z Warszawy, Sosnowca, Sokołowa Podlaskiego, Krakowa, Gdyni. W załodze jest dwóch panów – Arek z Wrocławia i Michał z Zielonki. Michał pływał na razie tylko po Mazurach, po morzu nigdy. – Ale ze szkolenia wszystko zapamiętał pierwszy – chwiali go oficer wachtowy.

Chłopacy mogą się czuć skrępowani towarzystwem tylu kobiet. Mówią jednak, że jest inaczej. – Naprawdę cieszymy się z takiego pięknego towarzystwa – śmieje się Michał. – Myślę, że to będzie wielka przygoda. Poznaliśmy się na Onkomarszu i na Facebooku. Teraz spotkamy się w jednym 24-osobowym kubryku pod pokładem.  

Jego wypowiedź przerywa jedna z dziewczyn: – Kto chrapie, śpi na pokładzie! – wszystkie się śmieją.

Fot. Radio Gdańsk/Anna Rębas

SIEDEM DNI NA MORZU

– Będziemy na Zawiszy 7 dni. Chcemy pokazać innym, że po raku też jest piękne życie. Z choroby nikt nie robi tajemnicy. Niektóre dziewczyny na głowie mają chustki, bo ich nowa fryzura to brak włosów. Lilka z Nowego targu włosy zgoliła po pierwszej chemii. Ja miałam włosy do pasa, ale podczas ścinania nie płakałam – Kasia z Sokołowa

– Każda z nas tę swoją chorobę przechodzi inaczej. I każda z nas inaczej reaguje na chemię. Już jesteśmy podzieleniu na wachty. Oficerowie szkolili nas przez kilka godzin. Większość osób trochę była trochę zdenerwowana, ale uśmiechy nie znikały z twarzy – mówi Magdalena Lesiewicz, organizatorka kolejnego Onkorejsu.

– Trochę dużo tych informacji i nazw. Kliver, bomkliver, knaga, fał, kontrafał, Ale kilka razy powtórzymy i zapamiętamy. O pogodę się nie boimy, bo na pokładzie są same słońca – żartuje Helena.

„POGONIŁAM CHOROBĘ”

Bożena z Olsztyna sześć lat temu zakończyła terapię, w sobotę dzielnie radziła sobie przy stawianiu żagli. – Nie boję się raka. Chorobę pogoniłam i nie chcę, by wracała. Boję się za to trochę choroby morskiej. Słyszałam, że poprzednim razem prawie cała załoga ostro przeszła bujanie.

– Damy radę. My jesteśmy po czerwonej chemii, po całonocnych torsjach na oddziale chemioterapii. Co nam sztormy, co nam bujanie? – mówi Paulina z Koszalina.

U niej cztery lata temu zdiagnozowano nowotwór obu piersi. Walczyła o życie tuż po urodzeniu córki. Miała wtedy 36 lat. Sama znalazła guza.

onkorejs liny2Fot. Radio Gdańsk/Anna Rębas

– Po specjalistycznych badaniach, kiedy okazało się, że to rak, zaczęłam od razu czerwona chemię, tę najbardziej wyniszczającą. Kiedy usłyszałam diagnozę, świat się zatrzymał. Zaczęłam sprzątać cały dom, tak odreagowałam. Dopiero potem ruszyłam do klinik po ratunek. Sama sobie zrobiłam tzw. szybką ścieżkę, bo 4 lata temu nikt nie wiedział, co to takiego. Poznań, Koszalin, Gdańsk, Berlin etc. Wiem, że jestem dzielna. Jak ogarnęłam pierwszy szok, chodziłam pozytywnie nakręcona, umalowana i uśmiechnięta – mówi Paulina.

– Nad tym trzeba pracować, bo są momenty, kiedy opada się z sił. Ważne jest, że bliscy ciągną cię do góry. Każdy ma taką siłę w sobie, by wytrwać. Wierzę w to. Po chorobie zaczęłam pomagać innym. Tak to się u mnie rozładowało, że mogę pomóc – dodaje. – W rejs płynę dopiero teraz, bo w zeszłym roku nie było już miejsca. Bardzo się cieszę, że tu jestem dodaje Paulina.

KAPITAN: „WYTRZYMAJĄ, DOPŁYNIEMY”

Kapitanem rejsu jest Tomasz „Misiek” Kulawik. On również nie obawia się o odporność załogi. – Wytrzymają, dopłyniemy – zapewnia.

Powrót z rejsu zaplanowano na 16 tego września.

Anna Rębas/puch

Zwiększ tekstZmniejsz tekstCiemne tłoOdwrócenie kolorówResetuj