Mężczyzna tracił siły, nie mógł sam wydostać się z rzeki. Uratował go starogardzki nauczyciel zaalarmowany przez uczniów. Nie wiadomo, jak topiący się wpadł do Wierzycy. – Nie jestem bohaterem. Każdy postąpiłby na moim miejscu tak samo. – mówi Piotr Mandziara, nauczyciel ze starogardzkiego gimnazjum nr 2. Uczniowie znaleźli się w tym miejscu przez przypadek. Na hali Ośrodka Sportu i Rekreacji mieli lekcje wf-u. Podczas przebierania się kilku z nich zobaczyło topiącego się mężczyznę. Podnieśli krzyk. Mężczyźnie na ratunek ruszył Piotr Mandziara.
„UBRANIA CAŁE NASIĄKNĘŁY WODĄ”
– Podholowałem topiącego się na brzeg. A że jest w tym miejscu dość wysoki, to pomogli mi koledzy. Bez nich nie udałoby się – mówi Mandziara. – Ubrania topiącego się całe nasiąknęły wodą. Stał się ciężki. Rzeka w tym miejscu ma 1,5 metra głębokości i muliste dno. Sam nie wyszedłby z wody. Razem z kolegą wyciągnęliśmy go – dodaje Marek Murawski, nauczyciel z tego samego gimnazjum.
TRAFIŁ DO SZPITALA
Nauczyciele natychmiast wezwali karetkę. Na miejscu pozostał Wojciech Myszk i Marek Murawski. Mandziara musiał wrócić ze swoją grupą do szkoły.
– Kiedy przyjechaliśmy, pacjent leżał na brzegu. Był już przytomny. Zabraliśmy go do szpitala na obserwację, po której został wypisany do domu. Najprawdopodobniej nie dowiemy się, dlaczego wpadł do wody – mówi Sławomir Wilga, kierownik SOR w starogardzkim szpitalu.
Tomasz Gdaniec/mar