Millenialsi mogą być pierwszymi, którzy zarobią mniej od poprzedniej generacji – pisze brytyjski The Guardian. Jak wynika z wyliczeń, osoby między 15 a 35 rokiem miały dochody średnio o kilkanaście tysięcy złotych mniejsze niż ich rodzice. Jak radzą sobie 25-latkowie w Polsce, którzy właśnie wchodzą w dorosłość?
Prawo to poniekąd jeden z nielicznych kierunków na uniwersytecie, po którym łatwo znaleźć pracę. O absolwentów podobno ubiegają się kancelarie, korporacje prawnicze, a nawet firmy z innych branż. Rzeczywistość jest jednak zgoła inna. Większość moich rozmówców – studentów prawa powtarza, że kilka lat na wydziale mocno zweryfikowało ich wyobrażenia.
A miało być tak pięknie. – Wokół prawa nadal żywa jest legenda o prestiżu, kosmicznych zarobkach, szybkim sukcesie. Myślę, że takie postrzeganie wzmacniają seriale jak „Magda M” czy „Prawo Agaty”. Tam występują zawsze piękni, młodzi i wypoczęci prawnicy w okolicach trzydziestki, którzy są na szczycie – mówi Michał, pracownik sopockiej kancelarii odszkodowawczej i student IV roku.
PRAWO TO ŻYŁA ZŁOTA?
Więc jakie są możliwości rozwoju po katorżniczej, 5-letniej nauce? Na tapetę bierzemy pierwsze z miejsc – kancelarie. Na wstępie, jak zaznaczają rozmówcy, dostają się do nich tylko osoby, które ukończyły co najmniej trzeci roku studiów i znają podstawy prawa karnego, cywilnego oraz procedur. Inaczej byliby po prostu nieprzydatni. Drugi minus? Brak zainteresowania zatrudnianiem nowicjuszy. Ogłoszeń na całe Pomorze, nawet na tak popularnej stronie jak Praktyki Prawnicze prowadzonej przez studencką organizację ELSA, pojawia się średnio od jednego do trzech na miesiąc. Na jednym roku na Uniwersytecie Gdańskim studentów jest 220, do tego dochodzą jeszcze studenci uczelni prywatnych. Bez znajomości (lub szczęścia) praktycznie nie ma szans na znalezienie stażu.
Fot. Pixabay.com
I trzecia słaba strona – zarobki. Monika, która w kancelarii w Gdańsku spędza 2 dni w tygodniu dostaje 400 zł, Olga za 3 dni ma 600 zł. Zgodnie przyznają, że ich pracodawcy większość zysku biorą dla siebie, a one, zrezygnowane ciągłym proszeniem rodziców o pieniądze, zaczynają myśleć o innym zajęciu. – Zaczęłam poszukać alternatywnych ścieżek zawodowych, które są dużo ciekawsze niż praca po aplikacji adwokackiej – przyznaje Olga w rozmowie z reporterką Radia Gdańsk.
Kancelarie większych pieniędzy nie dają nawet aplikantom, mimo że ci dysponują uprawnieniami podobnymi jak mecenasi m.in. chodzą na rozprawy do sądu, mają większą wiedzę od studentów. Amelia nadal mieszka z rodzicami, oni opłacają jej aplikację. Jak mówi, połowę z dwóch tysięcy złotych, które miesięcznie zarabia za pełen etat w kancelarii odkłada na czarną godzinę. Drugą połowę wydaje na życie – jedzenie na mieście, ubrania, wyjścia, Ubera. – Nie stać mnie na wynajęcie, a co dopiero zakup mieszkania. Gdyby nie pomoc rodziców, nie dałabym rady – mówi.
40 GODZIN TYGODNIOWO W BIURZE
Nieco lepiej jest w korporacjach. Kornelowi, studentowi 5 roku po latach wykonywania prac dorywczych (wymienia m.in. pralnię chemiczną, sprzedaż pamiątek w Łebie, zmywak) udało się dostać do dużej firmy podatkowej na staż. – Mam możliwość pracy i nauki pod okiem profesjonalistów, dostaję merytoryczne zadania i pomoc na każdym kroku – chwali. Korporacja jednak nie tylko uczy, ale też wymaga. W tym przypadku akurat pełnej dyspozycyjności. Kornel może tam pracować jedynie w wakacje, bo w roku akademickim nie dałby rady połączyć 40 godzin pracy z zajęciami, więc znów musi szukać innego zajęcia.
Fot. Pixabay.com
Jak mówi, korporacja oferuje też lepsze od kancelarii perspektywy na przyszłość. Przykładowo – aplikant radcowski pracujący przy dużej firmie jest w stanie wyciągnąć 3,5-4,5 tys. na rękę. Często firma w całości pokrywa też koszt aplikacji (ok. 6 tys. zł rocznie). A po jej ukończeniu, zarobki wciąż rosną. – Rynek daje więcej możliwości pracy radcom niż adwokatom. Można pracować w firmie, zatrudnionym na etacie. Adwokat to wciąż wolny i mocno niepewny zawód – mówi Kornel.
Trzecia ścieżka dla studentów prawa? Zupełnie niezwiązana z prawem. Artur jest konsultantem luksusowych kosmetyków, planuje pracować w branży PR. Marzanna łączy studia z pracą w mediach, miała też propozycję pracy w korporacji zajmującej się HR i w branży modowej. – Widzę, że pracodawcy bardzo chętnie zapraszają na rozmowy kwalifikacyjne absolwentów prawa, uznają że dobrze kogoś takiego mieć u siebie w firmie. Może jednak jest wokół tych studiów jakaś magia, że jesteśmy elitą społeczeństwa – zastanawia się.
LABORATORIUM PRZYNIESIE PIENIĄDZE?
„Biotechnologia to przyszłość” – słyszeli dzisiejsi absolwenci biotechnologii pięć lat temu. Wybrali ten kierunek, bo interesowała ich praca w laboratorium, nauki life science, czasami bo zabrakło punktów, by dostać się na medycynę. Całe studia spędzili z próbówkami, dziś za nimi tęsknią.
Tomek właśnie odebrał dyplom z piątką, pracuje jako technik. – Codziennie wykonuję te same czynności: odbieram materiał do badań, rejestruję pacjentów – wymienia i dodaje, że zarabia najniższą krajową. – Jak zobaczyłem pieniądze na koncie, to zamiast mnie ucieszyć, tylko bardziej rozdrażniły – mówi. Po wysłaniu kilkudziesięciu CV do firm biotechnologicznych, otrzymał pięć maili zwrotnych. Jednego z zaproszeniem na rozmowę do Warszawy (nie byłby tam w stanie się utrzymać), pozostałe z informacją, że „nikogo obecnie nie szukają, ale zachowają kandydaturę”. W planach ma przebranżowienie. Wysyła kolejne CV, do branży reklamowej, do towarzystwa ubezpieczeniowego… Może tam szukają kogoś „pracowitego i sumiennego”.
Fot. Pixabay.com
MOJA MAMA W TYM WIEKU MIAŁA PRACĘ I DZIECI
Karolinie po biologii udało się dostać do pracy w laboratorium, ale o rozwijających czynnościach nie ma raczej mowy. – Jestem uczona robienia każdej czynności według określonego schematu, nie wymaga się ode mnie samodzielnego myślenia. Odwrotnie niż zostałam nauczona na studiach – przyznaje. – Do tego pracuję z materiałem zakaźnym, a dostaję niewiele więcej od najniższej krajowej. Rynek pracy wygląda tak a nie inaczej. Dobry specjalista doceniany jest tylko za granicą.
Nadzieją napawa mnie jednak rozmowa z absolwentką biologii, Jagodą. Na razie nie zamierza rezygnować z wyuczonego zawodu, w styczniu zaczyna staż naukowy w Madrycie. – Od początku studiów wiedziałam, że chcę wylądować w Katedrze Genetyki. Profesor, który jest moim mentorem zaraził mnie pasją do badania małżoraczków – mówi. Jednak i jej nie brak wątpliwości. – Cały czas zastanawiam się nad doktoratem, ale pieniądze na uczelni nie zachęcają. Do tego perspektywa korzystania z pomocy rodziców w wieku, kiedy moja mama miała skończone studia, pracę i dwoje dzieci pod opieką, nie zachwyca – komentuje z żalem.
NA WŁASNĄ RĘKĘ
Zaskakująco – z sukcesem pierwsze kroki w dorosłość stawiają studenci uczelni artystycznych. Być może to dlatego już pół dekady temu mówiono im, że po kierunkach, które studiują praca „nie będzie leżała na ulicy”. Poszukiwanie zajęcia idealnego zaczęli więc znacznie wcześniej. Martyna studiowała w Londynie i Paryżu kierunki modowe, w trakcie nauki odbyła kilka staży w znanych firmach. Po powrocie do Polski pracę w w jednej z dużych korporacji modowych znalazła bez problemu. – Nie mogę narzekać. Warunki są bardzo korzystne, co miesiąc jest szansa na zdobycie premii, na swoim stanowisku mam dużo swobody. Wkrótce rozkręcam własny projekt dziennikarsko-modowy – opowiada.
Fot. Pixabay.com
Także Paulina, absolwentka ASP postanowiła i założyła start-up pomagający absolwentom uczelni artystycznych wchodzących na rynek pracy. – Prawda jest taka, że student malarstwa po opuszczeniu murów uczelni nie wie jaka jest różnica między brutto a netto – śmieje się. – Wspieramy młodych twórców i łączymy ich z potencjalnymi zleceniodawcami. Po kilku latach działalności zorganizowaliśmy dziesiątki wystaw i koncertów. Wszystko z własnego budżetu. Właśnie przenieśliśmy się do strefy co-workingu w Olivia Business Centre i nadal rozwijamy działalność.
– Od początku wiedziałam, że jak się postaram, to praca się znajdzie – dodaje Asia, absolwentka kulturoznawstwa. – Robiłam praktyki w miejscach, które pomogły mi zrobić doświadczenie, a poza tym były interesujące. Podejmowałam staże, niejednokrotnie była to praca jako wolontariusz, zupełnie pro bono, ale poznałam fantastycznych ludzi, a do tego zostałam zapamiętana, co ułatwiło mi dalszą ścieżkę kariery – opowiada.
KULTUROZNAWSTWO? JAK MOŻESZ TO WYKORZYSTAĆ?
To co mówi Asia jest zresztą dowodem na to, że pracodawcy nie tylko przyjmują absolwentów kierunków uważanych za elitarne. – O dziwo podczas rozmów kwalifikacyjnych nie słyszałam „Kulturoznawstwo? A co się po tym robi?”, ale „Kulturoznawstwo? To bardzo ciekawe. W jaki sposób możesz to wykorzystać?”
Bo sukces zapewnią nie tylko choćby najbardziej prestiżowe, ukończone studia, ale przede wszystkim pomysł na siebie i wytrwałość w dążeniu do celu.
Dominika Raszkiewicz