Mobbing, łamanie praw pracowniczych, niszczenie pozycji i dorobku artystycznego – pracownicy Opery Bałtyckiej po raz kolejny występują przeciwko dyrektorowi instytucji. W poniedziałek przed Urzędem Marszałkowskim w Gdańsku, któremu podlega opera, zorganizowali manifestację. – Nic się nie zmieniło i nikt nie reaguje na nasze apele. Nie chodzi tu nam o podwyżki, bo tę sprawę udało nam się naprostować pół roku temu, kiedy podpisaliśmy porozumienie. Ale opera to przede wszystkim ludzie, którzy ją tworzą. Nie potrafimy porozumieć się z dyrektorem, który demontuje nasz zespół. Łamane są prawa pracownicze – przekroczona była norma godzin pracy, zdarzają się przypadki mobbingu – mówi Adam Jałoszyński z NSZZ Solidarność.
ZARZUTY O UTRUDNIANIE DZIAŁALNOŚCI ZWIĄZKOWEJ
– Nie jesteśmy dopuszczani do naszego pokoju związkowego, nie mamy więc dostępu do naszych dokumentów. Zgłosiliśmy sprawę do prokuratury o utrudnianie działalności związkowej. Jesteśmy zdruzgotani. Zaczną się niedługo sprawy sądowe z zawiadomienia Państwowej Inspekcji Pracy, która udowodniła łamanie praw pracowniczych. Pomijam już poziom naszych spektakli. Ponadto pan dyrektor zapowiada, że widzi konieczność redukcji zatrudnienia. Czy my mamy się stać operą kameralną? Nie będziemy mieli co grać – dodaje Anna Sawicka, przewodnicząca NSZZ Solidarność w Operze Bałtyckiej.
„PROTESTY TO REAKCJA NA ZMIANY”
Pracownicy domagają się zwolnienia dyrektora Warcisława Kunca. Tymczasem Władysław Zawistowski, dyrektor departamentu kultury w Urzędzie Marszałkowskim mówi, że dostrzegają zarzuty pracowników. Jednak, ich zdaniem, protesty to reakcja na zmiany, które od roku wprowadza dyrektor.
– Profesor Warcisław Kunc jest w operze od roku. On nie zastał tu idealnej sytuacji. Poprzedni dyrektor zostawił instytucję zadłużoną. Urząd marszałkowski te koszty pokrył. To 1,2 mln złotych. Teraz trwają prace nad nową premierą dzieła „Sąd ostateczny”. Bardzo bym chciał, żeby ten sąd ostateczny był tylko na scenie. To nie znaczy, że my lekceważymy zarzuty pracowników. Jeśli pojawiają się zarzuty o mobbing, to zawsze to dokładnie sprawdzamy. PIP przeprowadziła kontrolę i wydała swoje zalecenia. Jednak one nie mogą być spełnione w ciągu miesiąca. Wiem, że niektóre swoje decyzje pan dyrektor potrafił cofnąć. Instytucję trzeba uporządkować i tym stopniowo zajmuje się Warcisław Kunc – mówi Władysław Zawistowski. Zapewnia jednocześnie, że dyrektor poza repertuarem pracuje teraz nad różnymi problemami wewnętrznymi.
„OBIE STRONY POWINNY ZROBIĆ KROK W TYŁ”
– Obawiam się, że zarzuty związkowców, to obawa przed zmianą. Oni przyzwyczaili się do pewnego systemu pracy, który trwał przez kilkanaście lat. Nie lekceważę emocji tych ludzi, ale one są w tej załodze obecne od dawna. Wiem, że wiele osób ma poczucie dyskomfortu. Jednak wydaje mi się, że obie strony powinny zrobić krok w tył i wycofać się z niektórych zarzutów czy postulatów. Dodam, że w marcu zgodziliśmy się na podwyżki. One w różnych grupach wyniosły od trzydziestu do nawet pięćdziesięciu procent. Wierzymy, że pracownicy docenią te starania – tłumaczy Władysław Zawistowski. NSZZ Solidarność przed wakacjami ponownie wszczęła spór zbiorowy z dyrekcją Opery Bałtyckiej.
Joanna Stankiewicz/hb