– W Amber Gold nie znalazłam faktur za zakup złota, ale sądziłam, że ma je Marcin P.; do samego końca nie miałam świadomości, że Amber Gold nie kupuje złota – mówiła była dyrektor departamentu finansowego Amber Gold Danuta Misiewicz przed sejmową komisją śledczą.
– Dzisiaj z perspektywy czasu oczywiście czuję się niefajnie, ale wtedy nie miałam świadomości, że zostałam zatrudniona tylko jako słup, ponieważ bardzo dużo pracowałam, ale tylko w OLT Express Regional – mówiła Danuta Misiewicz przed komisją. – Nie miałam dokumentów i nie zaksięgowałam dokumentów, których nie mam, to wiadomo, że księgi nie były kompletne, nie były rzetelne, dlatego nie chciałam sporządzić sprawozdania finansowego.
Podczas przesłuchania członkowie komisji śledczej pytali świadka m.in. o kwestię złota jakie miało zakupić Amber Gold. Misiewicz mówiła, że w księgach nie mogła znaleźć faktur za to złoto, dlatego zleciła w lipcu 2012 r. pracownicom księgowości, by sprawdziły czy w firmie są takie faktury i – jak dodała – „one nie znalazły faktur”.
Pytana przez Jarosława Krajewskiego (PiS), czy kiedykolwiek rozmawiała z P. o tym gdzie jest złoto klientów Amber Gold, powiedziała: – Kiedyś na pewno rozmawiałam, ale nie umiem teraz powiedzieć kiedy dokładnie. Miałam świadomość, że to złoto jest w BGŻ.
Jak dodała, o tym, że Amber Gold nie kupuje złota przekonała się dopiero pod koniec lipca 2012 r., kiedy już wybuchła afera. Pytana, dlaczego nie złożyła wówczas wypowiedzenia, powiedziała: – Składanie go wtedy, chyba mijało się z celem.
„NIE CHCIAŁAM BYŚ POSĄDZONA O UKRYWANIE CZEGOŚ”
Poseł Krajewski zwracał jednak uwagę, że spółka ogłosiła upadłość dopiero 13 sierpnia. – Czyli pani do końca funkcjonowania Amber Gold akceptowała ten stan rzeczy? – dopytywał świadka.
– Nie akceptowałam tego – zapewniła Misiewicz.
– A podejmowała pani jakieś czynności? – nie ustępował Krajewski.
– Żadnych nie podejmowałam, ale to już był koniec lipca – odpowiedziała, odnosząc się do momentu, w którym pojawiły się informacje o nieprawidłowościach w spółce. Powiedziała jednak, że gdy wybuchła afera, wraz z dwiema innymi osobami, które zatrudniła do działu księgowości, stwierdziła, „że nie będziemy dokonywać żadnych księgowań”. – Żebyśmy nie zostały posądzone, że coś próbujemy ukryć – powiedziała Danuta Misiewicz.