– To było 55 lat autentycznego kapłaństwa i człowieczeństwa – tak o posłudze księdza Stanisława Bogdanowicza mówił metropolita gdański. Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź przewodniczył mszy pogrzebowej zmarłego w ubiegły piątek infułata.
Podczas homilii arcybiskup mówił, że ksiądz Bogdanowicz zostawił nam testament, który musimy wypełnić. Bezpośrednio – jako metropolita gdański – współpracował z nim przez dziewięć lat. I nie krył wzruszenia, wspominając zmarłego.
KOCHAŁ WAS, A WY JEGO
– Żegnam dziś księdza infułata jako jego biskup. Żegnacie go wy, parafianie i wiecie dobrze, że was kochał. Chociaż czasem mógł być odbierany jako surowy i wymagający, to przecież wynikało z jego zatroskania o wasze zbawienie. Wy też go kochaliście. Gdy przez dłuższy czas go nie było to pytaliście co się dzieje z infułatem. Na emeryturze pozostał z wami. I to nie tylko my byliśmy mu potrzebni, ale on był potrzebny nam – podkreślał arcybiskup Sławoj Leszek Głódź.
Arcybiskup Sławoj Leszek Głódź Fot. Radio Gdańsk/Hanna Berenthal
Pożegnać infułata przyszedł Tadeusz Fiszbach, który był I sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku. Pomógł on w sprowadzeniu do bazyliki około dwudziestu zabytków sakralnych, które zostały rozkradzione po wojnie. – Przyjaźniliśmy się – tak można to określić. Współpracowaliśmy na niwie społecznej. Wtedy pełniłem funkcje polityczne. Ksiądz prosił mnie, żeby pomóc mu sprowadzić do kościoła dzieła sztuki. Odwzajemniał się życzliwością. Rozmawialiśmy na różne tematy, także sytuacji w kraju. Gdańsk dzięki niemu był inny. Wiele wtedy doświadczyliśmy. Współpracowaliśmy w latach osiemdziesiątych. W sierpniu ’80 miałem swój wkład w podpisanie porozumień. Wtedy władze chciały wziąć siłą stocznię. Te działania opozycjonistów wspierały to różne grupy społeczne. To była jedna wielka rodzina, która chciała zmieniać Polskę. I znaleźliśmy się w tym czasie, bo doszło do dialogu. Niestety zostało to przerwane stanem wojennym – wspominał. Przeżył to bardzo ksiądz infułat i ja również. Na jednym z kazań podkreślał wtedy, że modlił się za internowanych również za granicą. Mnie wtedy generał Jaruzelski wysłał na radcę do ambasady do Helsinek, za to, że sprzeciwiłem się stanowi wojennemu. Ksiądz Bogdanowicz umacniał mnie w tym przekonaniu, że trzeba robić wszystko dla Polski, bo to wielka narodowa wartość, ale także zobowiązanie. Osadzić ją trzeba na prawdzie historycznej, patriotach, ale przede wszystkim na wierze. Chylę czoło i oddaję cześć i hołd wielkiemu Polakowi i kapłanowi – mówił Tadeusz Fiszbach.
Ksiądz infułat Stanisław Bogdanowicz był wujem gdańskiej radnej PiS Anny Kołakowskiej. – Był dla mnie największym nauczycielem w życiu. Nauczył mnie godności. W czasach, gdy angażowałam się w działalność opozycyjną bardzo mnie wspierał. Przed moim aresztowaniem, uczył mnie jak mam się zachować. Powiedział, żebym do niczego się nie przyznawała. Dzięki niemu mogę dziś z podniesioną głową iść przez życie – mówiła gdańska radna.
Księdza infułata żegnali też członkowie Stowarzyszenia Godność, które zrzesza byłych więźniów politycznych. – Był 24 lata naszym kapelanem i przewodnikiem. Znałem go wiele lat, jeszcze przed rokiem ’80. Pod koniec lat 70. odprawiał msze patriotyczne z okazji 3 maja, 15 sierpnia i 11 listopada, które gromadziły liczne rzesze wiernych – mówił Czesław Nowak, prezes Stowarzyszenia Godność. On tę miłość do ojczyzny pielęgnował. Potem w stanie wojennym angażował się w pomoc dla represjonowanych i ich rodzin. Kiedy drugi raz siedziałem w więzieniu w 1988 roku, to przysłał do mnie samochód swojego brata, żeby mnie przywiózł do domu. To był niezwykle skromny człowiek, nie obnosił się. Ludzie go uwielbiali – dodał Czesław Nowak.
„NIKOGO NIE ODSUWAŁEŚ, NIKOGO NIE OCENIAŁEŚ”
– Myślę, że za takimi ludźmi i kapłanami wszyscy tęsknimy. Był odważny, skromny i dyskretny, nikogo nie odpychał i był uwielbiany także przez niewierzących czy wątpiących w wierze. Był wzorem dla nas wszystkich – tak wspominał księdza prezydent Gdańska Paweł Adamowicz. – Nikogo nie odsuwałeś, nie oceniałeś. Ramiona swoje rozpościerałeś szeroko. Podejmowałeś ryzyko, które zawsze jest przy spotkaniu z innym obcym. Gdy w 1979 roku kiedy obojętność, strach albo zadowolenie z dobrobytu gierkowskiego powodowała, że tak niewielu chciało mówić o wolności i prawach człowieka, przyjąłeś na swojej plebanii nieznanych szerzej młodych ludzi z Ruchu Młodej Polski, Darka Kobzdeja, Olka Halla, Bożenę Rybicką-Grzywaczewską czy Magdę Modzelewską, czy nikomu wtedy nieznanego robotnika z Wolnych Związków Zawodowych Lecha Wałęsę i otworzyłeś kościół mariacki dla nich i dla innych, którzy chcieli się modlić za ojczyznę, aby potem przejść ulicami Głównego Miasta pod pomnik Sobieskiego – mówił w swoim przemówieniu prezydent Gdańska.
– Ten pogrzeb skłania mnie do głębszych refleksji. Mi przychodzi na myśl powiedzenie „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Parafrazując te słowa, powiedziałbym „Spieszmy się realizować nasze ideały i przesłania Sierpnia, bo tak szybko odchodzą ludzie, z którymi je wyznawaliśmy – mówi były przewodniczący NSZZ Solidarność poseł Janusz Śniadek.
WSPIERANIE OPOZYCJI W PRL-U
Ksiądz infułat został pośmiertnie odznaczony przez prezydenta RP Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski. – Był dobrym, mądrym, odważnym, nieustępliwym i skromnym człowiekiem. 35 lat temu, 3 maja 1982 roku wraz z tysiącami gdańszczan chroniłem się w tej świątyni przed atakami ZOMO. 30 lat temu w Kaplicy Królewskiej organizowałem z moim przyjacielem Andrzejem Liberadzkim (prezesem i redaktorem naczelnym Radia Gdańsk – dop. red.) warsztaty dla dziennikarzy prasy podziemnej. W tym nielegalnym przedsięwzięciu uczestniczyło kilkadziesiąt osób. Prawie 10 lat temu miałem wielki zaszczyt i przyjemność, kiedy w imieniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego mogłem odznaczyć księdza infułata Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Dziś prezydent Andrzej Duda odznaczył go Krzyżem Wielkim tego Orderu. Spoczywaj w pokoju księże Stanisławie. Niech Bóg wprowadzi Cię do raju. I nie zapominaj tam o nas. Pomagaj nam z wysokiego nieba, jak pomagałeś nam na ziemi – mówił przyjaciel kapłana Maciej Łopiński, były minister w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Andrzeja Dudy.
„PIĘKNE, PEŁNE POKORY ŻYCIE”
Ksiądz Bogdanowicz wspierał opozycję demokratyczną w czasach komunistycznych. – Dla mnie ksiądz Stanisław Bogdanowicz to Bazylika Mariacka i Bazylika Mariacka to ksiądz Stanisław Bogdanowicz. Był dobrym i mądrym towarzyszem naszego życia osobistego – jeszcze przed Sierpniem ’80, później także w stanie wojennym. Stał z boku ze swoim nieśmiałym uśmiechem. Trzymał za rękę, kiedy było trudno, ale też kiedy były dobre chwile. Z nami się smucił i z nami się cieszył. Zawsze pozostawał szalenie skromny, pełen pokory i dobra – tak wspomina księdza Bożena Grzywaczewska, działaczka opozycji w okresie PRL. – Gdy kilka lat temu wraz ze śp. pamięci Magdaleną Modzelewską odwiedziłyśmy go w szpitalu powiedział do nas „Wiele się w tamtych czasach od was nauczyłem”. Księże infułacie, przecież to twoje piękne, pracowite, pełne pokory i mądrego patriotyzmu życie jest dla nas lekcją i zadaniem, którego jeszcze nie odrobiliśmy.
W imieniu parafian głos zabrał dyrektor wydziału zdrowia w Pomorskim Urzędzie Wojewódzkim Jerzy Karpiński. – Ksiądz Stanisław był Bożym człowiekiem, którego serce było przepełnione miłością do ludzi. Był kapłanem o wielkim autorytecie ukazującym bogactwo i piękno wiary. Zawsze chętnie rozmawiał z wiernymi i był im oddany – wspominał parafianin. – Prywatnie lubił spacery do Starym Mieście. Spotykał wtedy swoich parafian, z którymi chętnie rozmawiał. Pomimo dojrzałego wieku potrafił przejechać w ciągu dnia 60-70 km. W czasie wakacji odwiedzał na Kaszubach harcerzy, z którymi się modlił.
Złożenie trumny do krypty w Bazylice Mariackiej fot. Radio Gdańsk/Hanna Berenthal
Ksiądz Stanisław Bogdanowicz został pochowany tuż po mszy świętej w Bazylice Mariackiej, w krypcie kapłanów przy wieży. Był 60. proboszczem Bazyliki Mariackiej. Pełnił tę funkcję przez 35 lat.