Czy „unijna broń atomowa”, bo tak nazywany jest art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej, rzeczywiście uderzy w Polskę, czy też Unia jedynie pogroziła nam palcem? O konsekwencje decyzji podjętej przez unijnych komisarzy zapytaliśmy Andrzeja Skibę, politologa, prezesa Instytutu Debaty Publicznej.
Piotr Puchalski: Komisja Europejska rozpoczyna procedurę wobec Polski z artykułu 7 unijnego traktatu. Co teraz?
Andrzej Skiba: Czekamy na kolejne procedury, jeżeli chodzi o art. 7, najbliższe prawdopodobnie zaczną być realizowane w lutym przyszłego roku. Państwa członkowskie UE będą musiały podjąć decyzję, do podjęcia której wymagana jest większość 4/5 głosów. Będzie to decyzja, czy dalej iść w dzisiaj obranym kierunku, czyli czy zmierzać do ograniczenia prawa głosu Polski jako członka UE.
Należy jednak pamiętać, że ostateczna decyzja będzie wymagała jednomyślności ze strony państw członkowskich. Rodzi się pytanie, jakie są szanse, by tak się stało. Wydaje się, że te szanse są obecnie minimalne. Wynika to chociażby z deklaracji poparcia dla Polski ze strony Węgier, które mając w przeszłości konflikty z Komisją Europejską, również mają interes w tym, żeby Polski nie karać. Jeżeli artykuł uderzyłby w Polskę, to w następnej kolejności może posłużyć do podobnych działań wobec innych państw.
W nowym roku uda się zebrać wymaganą większość?
Przypomnę, że chodzi o zebranie 80 proc. państw Unii. Na to pytanie obecnie odpowiedzi nie znamy. Są różne spekulacje dotyczące poszczególnych państw. Można się zastanawiać, jak zareaguje Austria, która dokonała ostatnimi czasy kontrowersyjnych zmian w rządzie. Można się także zastanawiać, jak zachowają się Hiszpania i Czechy, ale to kwestia najbliższych tygodni.
Czy polska gospodarka odczuje skutki „pogrożenia nam palcem”?
Z punktu widzenia wizerunkowego, to niekorzystna dla Polski sytuacja, bo może w pewnych kręgach tworzyć wrażenie, że oto w Polsce mają miejsce działania budzące obawy wśród części środowisk unijnych. Uważam, że jakieś poważne grupy interesu, które opierają swoje kalkulacje np. odnośnie biznesu w Polsce, mają wciąż chłodne głowy i potrafią realnie ocenić szanse na to, że pozycja Polski czy sytuacja w Polsce pójdzie w kierunku dla nich niekorzystnym. Być może cennym wsparciem, elementem uspokajającym sytuację i nastroje będzie osoba Mateusza Morawieckiego, który obecnie, już jako premier, jest przez świat zachodniej polityki i mediów odbierany jako bardziej wiarygodny partner do rozmów. Ja bym zachował spokój, obserwował sytuację i – co jest bardzo istotne – pozyskiwał partnerów na arenie międzynarodowej. Partnerów, którzy będą mogli w jakiejś mierze podzielić polski punkt widzenia na obecną różnicę zdań, czy jak niektórzy wolą konflikt z częścią państw Unii Europejskiej lub z częścią jej organów oraz przedstawicieli, takich jak pan Timmermans czy pan Juncker.
Czemu art. 7 nazywa się „Atomowym”? Co grozi Polsce, jeśli wszystko pójdzie nie po naszej myśli?
Art 7. Traktatu o Unii Europejskiej daje Unii możliwość dyscyplinowania i karania państw, które naruszają unijne wartości. Sama procedura składa się z kilku etapów. Sankcje polegają na „zawieszeniu niektórych praw wynikających z Traktatów”. Co ciekawe, sam Traktat nie zawiera konkretnego katalogu kar. Wskazuje się na ogół na możliwość zawieszenia prawa głosu państwa, które zostanie objęte sankcjami. Istotne jest to, że sam Traktat nie wspomina o ew. karach finansowych.
Pana zdaniem to, co dzieje się w Polsce wychodzi już po za ramy demokracji? Czy nie jest tak, że Unia Europejska chce nas ukarać trochę na wyrost?
Opinie w tej sprawie są podzielone. Zwolennicy ostrego kursu wobec Polski wskazują na, ich zdaniem, zagrożenia dla demokracji i praworządności. Z kolei rząd polski argumentuje, że projektowane przez niego rozwiązania występują w państwach UE, a zatem nie są niczym nadzwyczajnym i mają, w jego opinii, reformować wymiar sprawiedliwości w Polsce. Wydaje się, że ostatecznym sędzią będą po prostu polscy obywatele, którzy w kolejnych wyborach w demokratyczny sposób wyrażą swoją opinię na ten temat.
puch